goal

goal

niedziela, 27 kwietnia 2014

7. I can't explain the way it feels...

"Every morning when I woke up
I was choked up
I was living without a purpose
Always jumping over hurdles
Doing circles in the dark with a broken compass

I can't explain the way it feels
I could trip on my own words
I made mistakes, that much is clear
But I made it here, my love
Yeah I made it here, my love"


Przekręciła się na bok z myślą. że wszystko to, co niedawno miało miejsce- to tylko kolejny z jej koszmarów.
 Zamruczała cicho próbując wybudzić się z tego snu i przesunęła rękę na sąsiednią poduszkę.
- Co ?! - Momentalnie poderwała się z łóżka czując, że dotyka czyjejś twarzy.
Po chwili do niej dotarło...
To nie był żaden sen. Obok niej leżał jej przyjaciel Fernando Torres. Spał i nie chciała go budzić. Delikatnie zsunęła się z łóżka, po cichu podeszła do okna i usiadła na parapecie podkulając nogi. Oparła czoło o szybę i zaczęła podziwiać Monachium. Teraz wszystko do niej dotarło. Każda chwila wczorajszego dnia. Dnia, który wywrócił jej życie do góry nogami.
Musi przekonać Nando co do swojego wyjazdu. W końcu to ona będzie się tu męczyć, nie on. Musiała znaleźć jak najlepsze argumenty... Tylko jak ma tego dokonać w momencie, gdy nawet sama nie wie, co teraz czuje ?!

* * * 

Stała przed lustrem i rozczesywała swoje włosy. Była zirytowana baaaardzo długim oczekiwaniem na Torresa, który brał "szybki prysznic".
- Nando szybciej ! - Krzyknęła odkładając szczotkę.
- Nie drzyj się tak.- Wyszedł jak zwykle uśmiechnięty i dość roznegliżowany.
- Skoro tyle tam siedziałeś, to mogłeś się już ubrać. - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej przewracając oczami.
- Coś ci w tym przeszkadza ? - Już chciała mu odpowiedzieć na te pytanie, gdy coś zauważyła.
- Ty idioto ! - Uniósł jedną brew.- Jesteś mokry ! Zobacz jakie ślady narobiłeś !
- Przestań to tylko woda...- Zironizował i zaczął się przeglądać w lustrze.
- Nie masz co tam podziwiać...
- Jak to nie ?! - Oburzył się.- Zobacz jakie mięśnie ! - Dodał robiąc dziwne pozy.
- Weź mnie nie rozśmieszaj, nic tam nie masz...- Wytknęła mu język, a on zmrużył oczy.
- Widzę, że chcesz zginąć tragicznie i to właśnie dziś i z moich rąk.
- Ups ! - Zasłoniła jedną dłonią usta, a z drugiej wypuściła koszulkę, którą akurat wzięła. Wypuściła prosto w ślad z wody, który z robił Fernando.
- Ana !!- Wrzasnął.
- Oj co się stało ? - Odparła sztucznie rozczulonym głosem.
- To moja koszulka. - Zapiszczał.
- No to co ?- Wzruszyła ramionami. - Przecież " to tylko woda "
- Nienawidzę cię !- Warknął.
- Oh tak się tym przejęłam...Nie wiem jak sobie teraz poradzę...- Po raz kolejny wywróciła oczami.
- Przestań ! Proszę podnieś ją...To moja ulubiona.
- Ulubiona jak i kilkadziesiąt innych. Sam ją podnieś.
- Nie, bo jak się schylę to spadnie mi ręcznik.- Posłał jej chytry uśmiech.
- To nie będzie pierwszy raz, gdy zobaczę cię nago...- Tak dziwna ta ich znajomość.- Przytrzymaj ręcznik ręką...
-  Nie..- Pokręcił głową.- Będzie mi niewygodnie.
- Jak dziecko ! Fer sam ją sobie podnoś...
- Zobaczysz spadnie mi ręcznik.
- Trudno...- Machnęła rękoma i powoli zaczęła się śmiać.- I tak nie masz tam nic wielkiego.- Wręcz zabijał ją wzrokiem.
- Nic wielkiego ?! - Przytaknęła.- Teraz zginiesz...- Chwycił ją i rzucił na łóżko zaczynając łaskotać. Zaczęła się głośno śmiać i szarpać.
- Proszę przestań.- Zawyła, a w jej kącikach oczu zebrały się łzy. Łzy śmiechu.- Błagam !
- Przeproś.- Podciągnął ją za nadgarstki tak, że siedział pomiędzy jej nogami, a jego nogi były owinięte wokół jej bioder.
- Nie przeproszę ! - Pokazała mu język i uszczypnęła go w brzuch.
- Jesteś okropna ! - Również pokazał jej język i z powrotem ruszył do łazienki.- Jak wrócę dokończymy wczorajszą rozmowę.
Czyli będzie musiała słuchać długiego kazania o jej pomyśle...

* * * 

"Mimo to, czuję że,
nie musimy słuchać innych,
że nie musimy udowadniać sobie kto był winny,
czuję to całym ciałem - chcę być silny,
więc chwyć mnie za dłoń 

I chodź ucieknijmy stąd,
nie chcę już oddychać tym zatrutym powietrzem!
chodź ucieknijmy stąd,
nikt nie będzie mówił nam co dla nas jest najlepsze
Chodź ucieknijmy stąd,
nie patrząc czy ma to jakikolwiek sens,
chodź ucieknijmy stąd,
czeka jeszcze na nas tyle miejsc"

- Nando...- Usiadła po turecku i oparła łokcie na poduszce, którą włożyła między nogi.- Powiedz mi, co myślisz o tym wyjeździe.
- Myślę, że nie przemyślałaś tego dokładnie.- Usiadł okrakiem na krześle na przeciwko Any.- Zostaniesz sama w obcym kraju...To chyba nie jest do końca poważne. Tym bardziej, że jeszcze jest Chris.
- Ale chyba jestem już dużą dziewczynką i wiem co robię.
- W takim razie po co pytasz mnie o zdanie ?!- Zrobił się lekko podirytowany.
- Chce mieć kogoś, kto mnie w tym poprze.
- To nie ten adres mała... A Phillip ? Nie mów mi, że ani trochę się do niego nie przywiązałaś i nie będzie ci go żal, gdy wyjedziesz.
- Oczywiście, że będzie mi go żal....Bardzo będę za nim tęsknić. Okazał mi tyle miłości, współczucia i zrozumienia. To wspaniały człowiek, ale zrozum jak ja się teraz czuję. Ja muszę sobie wszystko poukładać, zacząć żyć na nowo i skupić się na tym, co chcę robić, co kocham. A to nie jest te miejsce. Fer ja potrzebuję zmiany.
- Okey, ale sama im o tym powiesz...- Wywrócił oczami.
- Nando na prawdę ? - Podniosła się.- Zgadzasz się ?
- Tak, zgadzam się.- Zaczął się śmiać.
- Jezu !!! Torres kocham cię !!! - Zapiszczała i rzuciła się na przyjaciela. 
- Ale nie myśl sobie, że będziesz tam mieszkać sama.- Pokiwał palcem.- Znajdę ci kogoś, kto będzie miał cię na oku. - Wykrzywiła usta.- Nawet nie waż się sprzeciwiać ! 
- Nic nie powiedziałam...- Burknęła
- Zgadzasz się na taki układ albo wcale, wybieraj.- Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Dobra, zgadzam się. Niech ci będzie...- Odwróciła się do niego plecami.
- Jeju Ana muszę wiedzieć, że będziesz tam bezpieczna.- Objął ją .
- Wiem...Przepraszam...- Przytuliła się do jego torsu.
- Idź do Phillipa.- Posłał jej uśmiech.- Ja muszę gdzieś zadzwonić.


Zeszła po schodach i udała się korytarzem do salonu, gdzie właśnie Philip i Claudia rozmawiali. I chyba nawet o niej.
Po chwili stania w progu głośno chrząknęła. Od razu zwrócili na nią uwagę.
- Mogę ? - Zapytała. 
- Jasne. - Uśmiechnęli się w jej kierunku.- Jak się czujesz ?- Zapytał Phillip, gdy już usiadła na sofie.
- W porządku...- Odparła niepewnie. Czyżby zaczynała wątpić w to, co chce im powiedzieć ?!
- Bo wiesz An...- Zaczęła Claudia.- Bo my tak rozmawialiśmy i pewnie pomyślałaś sobie, że my o tym wszystkim wiedzieliśmy czy coś. A my, no wiesz nas też to zszokowało...
- Spokojnie- Lekko się uśmiechnęła.- Nawet tak nie pomyślałam. Teraz ja chcę coś wam powiedzieć i mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli.- Zaczęła nerwowo wyłamywać palce.
- Powiedz wreszcie.- Phillip aż wstał. Ana nabrała dużo powietrza w płuca i po chwili głośno je wypuściła.
- Chce wyjechać...- Spuściła wzrok na swoje dłonie. Lahm z wrażenia z powrotem usiadł na kanapę i wytrzeszczył oczy.
- Ty tak serio ?- Zapytał nadal nie dowierzając. Ana tylko twierdząco kiwnęła głową.- Nie zgadzam się, nie możesz.- Mówił szybko kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Phillip, kochanie nie możemy jej do niczego zmuszać.- Claudia położyła swoją dłoń na jego ramieniu.
- Nie myśl tylko, że jest mi z wami źle.- Kucnęła przed nim.- Ja... ja po prostu muszę sobie jakoś ułożyć swoje życie w nowym miejscu z dala od tamtych wydarzeń.- Nic nie odpowiedział. Po prostu wstał i wyszedł.- Claudia...I co teraz ?
- Nie przejmuj się. Przejdzie mu.- Poklepała ją w ramię i ruszyła tam, gdzie przed chwilą wyszedł jej mąż.


- Anaaaaaaaaaa ! 
- Torres nie drzyj się...- Burknęła idąc po schodach do pokoju.
- Załatwiłem wszystko ! - Wyszczerzył się i stanął przed lustrem.- Ah Fernando jesteś genialny.- Posłał buziaka swojemu odbiciu.
- Bo popadniesz w samouwielbienie.- Wywróciła oczami i rzuciła się na łóżko.- A co konkretnie załatwiłeś?
- Wylot masz po jutrze i będziesz jak dla mnie pod najlepszą opieką.
- Już się boję tej " najlepszej opieki"- Zironizowała, a on położył się obok niej.
- A jak Phillip i Claudia ?- Podparł głowę na łokciach.
- Emmm wszystko jest na dobrej drodze...- Skłamała przygryzając wargę.
- Mhm doprawdy ?- Uniósł jedną brew.
- No tak ! Hmm to dokąd mnie zawieziesz ?- Szybko zmieniła temat, co zawsze działało na Torresa.
- Zobaczysz. 
- Jak zwykle tajemniczy.- Zaśmiała się.
- Odczep się od mojej osoby.- Delikatnie dźgnął ją w brzuch i oczywiście od razu mu oddała.- Ej, ej nie zaczynaj wojny, dobra ? - Zaczął się śmiać i złapał się za obolałe miejsce.
- Tobie nigdy nie można nic zrobić...- Oburzyła się.
- A wiesz, że zobaczymy się dopiero tam na lotnisku.
- Dlaczego ? - Momentalnie spoważniała.
- Muszę dziś wrócić i tak mój Mou jest wściekły...
- Jej przepraszam.- Przytuliła się do jego torsu.- Przeze mnie będziesz miał same problemy...
- Przestań. Pojutrze wszystko będzie dobrze, a i zabiorę cię w miejsce, które jest dla mnie bardzo ważne.- Ucałował jej czoło, po czym wstał, podszedł do szafy i wyciągnął z niej swoją kurtkę.
- Ale, że już jedziesz ?- Poderwała się na nogi.
- Wziąłem najwcześniejszy samolot. Przepraszam, bo dopiero teraz ci o tym mówię...- Posmutniał.
- Okey...Rozumiem...- Odwróciła głowę.
- Ej przestań...- Podszedł do niej i mocno przytulił, co od razu odwzajemniła.
- Czuję się tak, jakbyś miał wyjechać na zawsze...- Wyszeptała.
- Pojutrze się zobaczymy...

" You are the one thing that I got right
It's a frickle world, yeah, it's a frickle world
You turned the darknes into sunlight 
I'm a lucky girl, yeah, I'm a lucky girl "



Musiała jakoś przetrwać te dwa dni. Chciała z kimś porozmawiać o tym co czuje, ale Phillip zupełnie się do niej nie odzywał, wręcz unikał. Claudia nie miała czasu, Javi'ego sama wolała unikać, a Pepowi nie chciała zawracać głowy. Te dwa dni praktycznie przesiedziała w pokoju powoli pakując się. Dlaczego w trudnych chwilach nie ma przy niej najbliższych ?! Wie, że Lahm jest bardzo tym urażony, ale mógłby choć trochę ją w tym wesprzeć.
Mimo wszystko postanowiła zadzwonić do Guardioli i powiedzieć chociaż o swoim wyjeździe. Również nie zapałał jakimś entuzjazmem na tę wiadomość. Zrozumiał An, ale postawił jej warunek wyjazdu :
" Zaczniesz znowu grać w piłkę." OBIECAŁA. I obietnicy musi dotrzymać.


*

Nadszedł dzień wyjazdu.
Starała się jak najciszej znieść swoje walizki po schodach. Było jeszcze wcześnie i nie chciała obudzić domowników. Bardzo zdziwiła ją postać stojąca w korytarzu przed drzwiami wyjściowymi mająca skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Oczywiście był to Phillip.
- Nie zamierzałaś się nawet pożegnać?- Warknął.


_________________________________________________________________________________


Witam Was wszystkie :)

Po pierwsze bardzo chcę przeprosić za opóźnienia, które ostatnio zdarzają mi się coraz częściej :c
Rozdział dodałabym dużo wcześniej, ale z początku nie mogłam się zabrać do pisania, a później wypadły mi egzaminy. Pisałam go fragmentami od poniedziałku wielkanocnego :/
Jest dość krótki i jakoś strasznie dużo dialogów mi wyszło.
W dodatku urwałam koniec...
Mam tu straszne zaległości...Powinnam dodawać już co najmniej 10 rozdział...ehhh
Jeszcze raz przepraszam :c



Szkoda mi Pepa...Stracił swojego przyjaciela :c
Ronaldo zachował się wspaniale dedykując dwie bramki Tito...
Dobra kończę.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem.
Buziaki :*