goal

goal

sobota, 30 sierpnia 2014

10. Where she is ?!... The show must go one. //// Part 1...

Iker postanowił wysłać Anę do Barcelony dwa dni przed finałem Ligii Mistrzów.
Jako, że zdążyła wcześniej poznać Cesca Fabregasa zatrzymała się na ten czas u niego - z czego był bardzo zadowolony, a Casillas mógł spać spokojnie.


- Anaa.- Cesc wszedł do salonu zakłócając dziewczynie oglądanie brazylijskiej telenoweli.
- Ciii...Cescy nie teraz.- Machnęła ręką.- On zaraz wyzna jej miłość.- Westchnęła. Ten tylko uderzył się dłonią w czoło.
- Poświęć mi minutę.-Zagryzł dolną wargę.
- Zaraz, oglądam.- Mruknęła pogłaśniając telewizor.
- Przecież nic się nie dzieję.- Wywrócił oczami.- Na razie on tylko się na nią gapi i pewnie będzie to robił jeszcze przez 5 minut, albo przez najbliższe 3 sceny...  A ja chcę ci tylko coś powiedzieć. Mogę ?!
- No słucham...- Odparła szybko nie odrywając wzroku od telewizora.
- Tak więc oznajmiam ci, że jeszcze dziś wylatuję.
- Co ?! - Wytrzeszczyła oczy.
- Chcę spędzić trochę czasu przed Mundialem z Daniellą i Lią.- Czekał na to co powie Ana. Miał nadzieję, że przynajmniej na niego nakrzyczy, jednak milczała. - An...- Chwycił jej dłoń.- Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Przepraszam, że dopiero ci...- Przerwała mu.
- Nie, nie jestem zła. To zrozumiałe, że chcesz spędzić czas z rodziną.- Opuściła wzrok na swoje stopy.- Jednak...
- Wiem do czego zmierzasz.- Objął ją.- Nie zostawię cię tutaj samej. O nic się nie martw.

# # #


  • Sergio, rozmawiałeś z Aną ? Dzwoniła do ciebie ? - Torres był bardzo zdenerwowany.
  • Nie Nando, nie dzwoniła.
  • Nie wiem co u niej...Nie odzywa się do mnie...
  • A ja nie wiem jak ci pomóc stary...Musisz jakoś sam rozwiązać ten problem.- Fernando teraz z chęcią walnąłby go za to w głowę.
  • Łatwo powiedzieć.
  • Sorry, muszę kończyć. Do zobaczenia na zgrupowaniu, trzymaj się !- Rozłączył się.
Ah, no tak ! ( Nad głową Torresa nagle zapaliła się niewidzialna żarówka ) Przecież Ana ma być z La Roją w Brazylii. Może jednak jakoś z nią porozmawia.

* Tydzień wcześniej Anglia *

- Jak do cholery nie jest moją córką ?! - Wrzasnął zrzucając wszelkie dokumenty ze swojego biurka.
- Po prostu nie jest.- Christina powiedziała to bez żadnych emocji. Jakby w ogóle nie miała serca.
- I ot tak mi to mówisz ?! - Złapał się za głowę.- Ty nie masz wstydu !
- A jak mam ci to powiedzieć.- Wzruszyła ramionami.
- Co z ciebie za matka.- Warknął.
- A z ciebie jaki ojciec.- Prychnęła.- Zmuszasz córkę do ślubu.
- Ty tego chciałaś !- Wymierzył siarczysty cios w jej policzek. Ta jedynie jęknęła z bólu.- Teraz już rozumiem...-Pokręcił głową.- Kolejna nieudana intryga. I znowu chodzi ci o pieniądze. - Chwilę się zastanowił.- Zaraz, zaraz...Zgodnie z aktem wszystko należy do Any, ale gdyby coś się jej stało wszystko będzie twoje.- Wytrzeszczył oczy.- Mój Boże...Ty żmijo! - Uderzył ją po raz kolejny, tym razem z jej ust zaczęła się sączyć krew.
- Szybko kojarzysz fakty.- Na jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek.
- Po prostu się stąd wynoś ! - Ryknął wskazując na drzwi.
- Bądź świadom, że to jeszcze nie koniec...- Warknęła, gdy była już przy drzwiach i z hukiem je za sobą zamknęła.
Wziął kilka głębokich, uspakajających oddechów, po czym postanowił przywołać ochroniarza.
- Guzman !- Krzyknął, a po chwili w progu jego gabinetu pojawił się dobrze zbudowany mężczyzna.
- Tak szefie.- Wyprostował się. Na pierwszy rzut oka nie sprawiał wrażenia zbyt inteligentnego.
- Pozbądź się jej.- Myślał, że poczuje cokolwiek wypowiadając te słowa. Jednak nic. Zupełnie.
- Dobrze szefie.- Już chciał wychodzić. Ale jeszcze jedno pytanie.- Co z ciałem szefie ?
- Nie, nie zabijaj. Wywieź ją do tego domku w Alpach. Tak będzie najlepiej.- Osiłek jedynie kiwnął głową.- I wróć jak najszybciej. Będziesz mi potrzebny. Muszę znaleźć moją córkę...


* Barcelona *

- Francesc, miałeś ze mną oglądać finał LM.- Zawyła stając w progu jego sypialni.
- Annie...- Oderwał się od pakowania.- Rozmawialiśmy o tym i nie miałaś nic przeciwko.
- No tak, ale wiesz...- Wywróciła oczami.
- Jest mi na prawdę przykro, że cię zostawiam, ale tak, jak sama powiedziałaś chcę spędzić trochę czasu z rodziną. Uwielbiam cię i wiem, że ty mnie też bardzo lubisz. I...Po prostu przepraszam.- Zaczął gładzić jej policzek.- Jutro już miałabyś mnie dość.- Zaśmiał się.
- Ciebie ? Nigdy...- Wtuliła się w jego tors.
- Ah, kochana jesteś.- Ucałował jej czoło.- Nadrobimy wszystko w Brazylii.
- No dobrze.- Westchnęła.- Więc z kim mnie zostawiasz ?
- Z Jordim.- Posłał jej ciepły uśmiech i powrócił do pakowania swojej walizki.
- Z Jordim ? - Uniosła brew.
- No z Albą. Ufam mu i wiem, że się tobą dobrze zaopiekuje  przez te kilka dni. Później, gdy zacznie się zgrupowanie przyleci do ciebie Carlota. No, a później ty przylecisz do nas.
- Może być.- Wytknęła mu język.
- Dobra spadaj stąd. Chce się spokojnie spakować.- Zaśmiał się i delikatnie wypchnął ją za drzwi.

*

Rozłożyła się wygonie na leżaku przy basenie. I już zaczynała zasypiać pod wpływem promieni słonecznych, które przyjemnie ogrzewały jej ciało.



- Cześć !- Usłyszała męski głos. Zabiję za przerywanie.- Pomyślała Mimo to powolnie otworzyła powieki, bo nie słyszała tego głosu wcześniej.- Jestem Jordi.- Obdarzył ją cudownym uśmiechem.- Jordi Alba.- Podszedł do niej i ucałował jej policzki. Kompletnie ją to zszokowało. Raz, że był przystojny i dwa, że był cholernie przystojny. Z wrażenia zabrakło jej powietrza w płucach i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Poczuła jak zaczynają drżeć jej dłonie a serce przyśpiesza swój rytm.
Nie no Ana ogarnij się. - Skarciła się w myślach. - Nie takich już widziałaś !
- Ymmm. Jestem...- Przełknęła ślinę.- Jestem Ana.- Uff...jakoś poszło...- Spojrzała w jego oczy. Były piękne. Przez moment wydawało jej się, że już kiedyś je widziała. Uświadomiła sobie, że te oczy już nie raz gościły w jej snach.
Brunetka tak się zapatrzyła, że kompletnie nie słuchała tego, co Jordi do niej mówił.
-... Więc musisz się do mnie przyzwyczaić. Mamy ze sobą trochę pomieszkać. Mam nadzieję, że to nie będzie dla ciebie strasznie krępujące. No wiesz, w końcu w ogóle się nie znamy.- Spojrzał na nią.- Ana.- Nic.- Ana ! - Machnął dłonią przed jej twarzą. - Słuchasz mnie choć trochę ?!
- Ym tak, tak.- Nerwowo pokiwała głową. - Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu Jordiego. Ten obszukał wszystkie swoje kieszenie, ale nigdzie nie mógł znaleźć swojej komórki.- O tu jest.- Spojrzał na leżak i nachylił się nad Aną.
Wtedy poczuła zapach jego perfum, które wręcz ją zahipnotyzowały. Przeniosły ją w inny wymiar.
Wydawałoby się, że chwila, w której Jordi schyla się po telefon trwa wiecznie, a to zaledwie kilka sekund.
Zaczął się powoli prostować. Czuł na sobie palące spojrzenie dziewczyny, co bardzo mu się spodobało - z resztą jak cała ona.
Odwrócił twarz w jej kierunku. I oboje zaczęli tkwić w bezruchu jedynie spoglądając sobie w oczy.
Ten moment wszystko im wyjaśnił. Żadne z nich nie przeżyło wcześniej czegoś takiego. Baa oni nawet nie wierzyli, że może istnieć coś takiego, jak miłość od pierwszego wejrzenia.
Zupełnie jak w telenowelach, które ostatnio coraz częściej oglądała.
Teraz ona wyobraża sobie siebie i jego na pustyni. Wokół nich tylko rozgrzany piach i wiatr rozwiewający jej włosy, które Jordi z czułością zabiera z jej twarzy, a w tle towarzyszy im piosenka Beyonce.
- Ana, Jordi ! - Nagle rozległo się wołanie Fabregasa. Oderwali się od siebie jak poparzeni.- Chciałem się pożegnać.- Pojawił się przed nimi.- Co wy tacy wystraszeni ?! - Zaśmiał się.
- My ?!
- Wydaje ci się. - Odparła i podeszła do przyjaciela, aby go uścisnąć.
- Do zobaczenia mała.- Ucałował jej policzki.- Bądź grzeczna.- A ty dbaj o nią i pilnuj, żeby nie grała.- Klepnął go w ramię.
- Jasne. Da się zrobić.- Uścisnął go i poklepał po plecach.
- I błagam nie zdemolujcie mi domu.
- Idź już.- Powiedzieli w tym samym momencie i zaczęli się głośno śmiać.
- No dzięki...-Westchnął.- Klucze zostawiam w kuchni.

*

- No nie ! Nie zgadzam się na taki wynik !- Jęknęła z oburzeniem krzyżując ręce na piersiach. Jordi się tylko zaśmiał.- I co się śmiejesz ? Atletico przegrało...
- Okey, okey już nie będę.- Parsknął, za co po chwili został zaatakowany poduszką.- Poddaje się !- Krzyknął przez śmiech i uniósł dłonie w geście obronnym.- Wygrałaś, nie będę się śmiał.
- To w ogóle nie jest śmieszne...- Udała obrażoną.
- Hmm może jakiś film na zgodę ? Komedia ?
- Nie mam ochoty na film. Chyba chce mi się płakać.
- Cóż, w takim razie ja pójdę spać, a ty idź sobie popłacz.- Ziewnął.
- Zagrajmy w coś.- Rzuciła.
- Mmm.- Poruszył brwiami. - Co masz na myśli ?- Na jego usta wkradł się zadziorny uśmieszek.
- Miałam na myśli FIFE...- Wywróciła oczami i głośno westchnęła.
- No niech ci będzie.- Odparł  i wstał do szafki, w której Cesc trzymał gry.- A więc szykuj się na przegraną!

Jordi choć bardzo się starał i cały czas wierzył w swoje umiejętności przegrał z Aną. Mimo wszystko on ustalał zasady gry i według nich tak, czy inaczej zasługiwał na nagrodę.
- To nie fair !- Krzyknęła śmiejąc się.- Wygrywasz i dostajesz buziaka. Przegrywasz i też dostajesz...Nie sądzisz, że coś tu nie gra ?!
-Nagroda za wygraną i nagroda pocieszenia. No czego ty tu nie rozumiesz ?!- Zaśmiał się.
- Taaa, a gdzie tu jest nagroda dla mnie ? W końcu to ja wygrałam, tak ?
- Nagrodą dla ciebie jest możliwość pocałowania mnie. Proste.- Puścił jej oczko.Co to, to nie panie Alba...
- A wiesz jakaś taka senna jestem. Muszę iść spać.- Szybko zerwała się z kanapy mając nadzieję, że uda jej się uciec od nagradzania Jordiego. Jednak obrońca zdążył chwycić jej dłoń i pociągnąć ją do siebie tak, że dziewczyna była pochylona nad nim.
- Najpierw nagroda.- Poruszył brwiami.
- A czy to nie może poczekać ?
- No niestety nie.- Westchnął.- Tu proszę.- Nadstawił policzek.
I już prawie go całowała, gdy ten odwrócił swoją twarz i złączył ich usta w pocałunku. Pocałunku, który z sekundy na sekundę stawał się bardziej czuły.


_________________________________________________________________________________


Witam Was moje Kochane ! :)
I od razu strasznie Was przepraszam za tak długą nieobecność na tym blogu. Miał on się skończyć równo z Mundialem, ale niestety nie wyszło. Kompletnie nie mogłam się zabrać do napisania rozdziału.
Ten męczyłam kawałkami i mam nadzieję, że nie jest taki zły, chociaż mi niezbyt się podoba.
Podzieliłam go na dwie części, bo za dużo by się tu działo.
Prawdopodobnie następna część pojawi się w sobotę, ale nie jestem pewna, czy będę miała czas pisać.
Wyjeżdżam teraz do nowej szkoły i nie wiem jak to będzie z tym pierwszym tygodniem. Postaram się jakoś napisać. A później 2 część i ostatni rozdział, po którym może pojawić się kontynuacja :)
Jeszcze raz bardzo Was przepraszam :c
Buziaki :* Trzymajcie się :)






czwartek, 22 maja 2014

9. Liar liar...





Sergio Ramos był w stanie zapewnić wszystko, czego tylko sobie zapragnęła.
Może to jest troszkę dziwne, ale Ana Lahm pomimo swojego ciężkiego charakteru potrafiła bardzo szybko tworzyć silne więzi z innymi.
Pokój, w którym miała zamieszkać urządził własnoręcznie. Chciał, żeby czuła się w nim jak najlepiej.
To, co lubi jego lokatorka wyciągnął od Torresa, a jakżeby inaczej. Angielska '9' wręcz wyrywała sobie włosy z głowy, z zazdrości o swoją przyjaciółkę, ale nie tylko on był zazdrosny.
Pilar, partnerka Sergio nie darzy Any jakąś sympatią. Nie może się przyzwyczaić do jej obecności w domu. Nadal ma pretensje o to, że jej wybranek spędzał tak dużo czasu z obcą dziewczyną.
Ale przecież ona będzie tam mieszkać przez dłuższy czas i chyba wypada znać swojego lokatora ?!

* * *

- Sergio ! - Krzyknęła wchodząc do salonu. Po chwili mężczyzna wystawił głowę z jednego z pokoi.- PIJEMY !- Pokręciła trzymaną w ręku butelką wina.
- Udało się ?! - Wytrzeszczył oczy i podszedł do niej.
- Przy wsparciu Ikera, Guardioli i Mouringo, hmmm...- Udała zamyślenie, a po dosłownie sekundzie radośnie i głośno krzyknęła.- TAK UDAŁO SIĘ !!!.- Zawodnik Madrytu zaczął szczerzyć się jak głupi i kręcić Ane wokół własnej osi.
- Tak się ciesze ! - Wręcz podskoczył z radości.
- Wiesz..- Usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok.- To nie pierwsza liga, a druga. Ehh ze względu na to, że chcą mnie przetestować. Przecież wcześniej nie grałam w żadnym innym klubie. I niestety Real Madryt, a nie Barcelona.- Wykrzywiła usta.- Ale dobre i to.- Zaśmiała się.- Musi mi wystarczyć.
- Przestań ! - Klepnął ją w ramie.- Powiedz takie coś Pepe, a zniszczy cie wzrokiem niczym Darf Weider. Zobaczysz do Barcelony też dojdziesz. I tak w ogóle : TO STRASZNIE JESTEM Z CIEBIE DUMNY ! - Krzyknął i znowu zaczął ją ściskać.
- Ser.g.ioo pro..sze.. puś...ć- Ledwo dała radę to wymówić.- Ufff...Kupie ci jakiegoś miśka, żebyś się mógł wyżyć, okey ? A kontynuując to mam pewien plan.
- Ahaaaaa.- Przeciągnął.- A dokładniej ? Objaśnij mi to.
- Pogram tu trochę i poproszę o transfer. Ale ogólnie to cieszę się, że w ogóle dali mi możliwość gry. Możliwość jakiegokolwiek początku. Równie dobrze mogli się na mnie wypiąć i by było po przygodzie.


* * *
*Miesiąc później*

- Emperadooooor !!- Krzyknęła leżąc pod kołdrą.
- Co jest ? - Zawodnik ukazał się w progu jej pokoju.
- Ja tego normalnie nie przeżyje... Najpierw Torres i Chelsea odpadli z LM. Barca nie wygrała La Liga. A teraz wy i mój kochany Villa w finale. Moje serce się rozpada...- Zawyła kładąc sobie dłoń na czole.
- Idź ty głupia ! - Parsknął śmiechem i rzucił się na łóżko obok niej.- Zabraniam ci oglądać mecze.- Rzucił w nią poduszką.
- Przestać.- Zrzuciła ją na podłogę.- Masakra jakaś...- Podparła głowę rękoma.
- Spójrz.- Wskazał palcem na fototapetę na ścianie.- To co jest teraz na boiskach, to nic w porównaniu z Mundialem. Każdy chce być Mistrzem Świata. Wtedy jest prawdziwe widowisko.
- Przez telewizor się nie liczy...
- Ej przecież del Bosque obiecał cię zabrać. Nie rozumiem o co ci teraz chodzi. Ostatnio jesteś dziwna. Chyba nie wyspana...Ale to wkurza, strasznie marudzisz.
- Ehh. - Położyła głowę na jego nogi.- Przepraszam...Wiem strasznie marudna jestem...
- Dobra, wstawaj już 10.- Klasnął w dłonie.
- Nie chce mi się.- Zawyła i nakryła się kołdrą.
- A miałem powiedzieć: Torres się cały czas dobija...I co jeszcze ?! yyy..A dzwonił Zidane podobno miałaś z nim biegać.
- Cholera !- Zerwała się z łóżka.- Co mnie nie budziłeś ?!
- Budziłem.- Mrugnął okiem i wytknął język w jej kierunku.
_ _ _

  • Nino, nie wiem kiedy się zobaczymy...- Jęknęła próbując założyć buta w czasie rozmowy przez telefon. Musiała się pośpieszyć Zidane już na nią czekał.
  • Widujemy się coraz rzadziej...- Wymamrotał.
  • Ja wiem, przepraszam. Mam coraz mniej czasu.
  • Ana olewasz mnie i tyle...- Zawył.
  • Torres pajacu jeszcze nigdy cię nie olałam...I NIE ZAMIERZAM ! - Poprawiła się przed lusterkiem, wzięła klucze od domu i ruszyła w kierunku jej partnera do joggingu.
  • Mhm, a co robiłaś wczoraj ?! Dzwoniłem ze sto razy...
  • Byłam w Brazylii.(Hej.- Powiedziała cicho i ucałowała Zizou w policzek, po czym skinęła głową, że mogą już biegnąć.)
  • Ciekawe po co...- Prychnął.
  • Fernando Torres ! Ty mnie nie denerwuj !.- Przystanęła.
  • Co nie możesz nic wymyślić ?
  • Gdybym tam była już być oberwał po głowie...- Zrobiła kilka ćwiczeń rozciągających.
  • No dawaj. Mów co robiłaś.
  • Poznałam Ronaldinho...- Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.
- Wszystko okey ? - Zapytał.
- Torres jest jakiś zgryźliwy. Wkurza mnie już...

* Następnego dnia* 

Wstała dość późno. Chociaż dla niej to już była norma. Reszta domowników też się już przyzwyczaiła, że Ana wstaje tak późno. A to wszystko przez przemęczenie, które coraz bardziej dawało się jej we znaki.
Trenowała bijąc rekordy swoich możliwości. Pracowała na najwyższych obrotach. Walczyła dalej, choć było jej niezmiernie ciężko. Dążyła do perfekcji.
Obrała sobie wzór : za wszelką cenę chciała być jak Ronaldinho. Udało jej się go poznać, a on zaoferował jej pomoc. Wręcz zakochała się w jego umiejętnościach.



Przeciągnęła się stojąc koło blatu kuchennego w byle jak zarzuconym na siebie szlafroku. Wyglądała koszmarnie: roztrzepane włosy, zaczerwienione oczy i wielkie wory pod nimi do tego była blada.
A co najważniejsze : BYŁA GŁODNA, cholernie głodna. Wróciła po 2 w nocy i jedyne co zjadła poprzedniego dnia to kanapka, którą podkradła Cristiano z torby treningowej. Czas na śniadanie!
Wyjęła dość dużą miskę i nasypała do niej płatków kukurydzianych, po czym zaczęła kroić owoce : banan, kilka truskawek oraz mango. Wszystko to wrzuciła do swojej miski, zalała jogurtem naturalnym i obsypała nasionami granatu.
Rozejrzała się czy nikogo (czyt. Ramosa) nie ma w pobliżu. Na szczęście on bierze prysznic.
Ufff...- Pomyślała. Szybko udała się do salonu, usiadła po turecku na kanapie i włączyła telewizje. Akurat leciały wiadomości.
Z wrażenia aż zakrztusiła się swoim posiłkiem.
- Słyszałeś ?! - Wrzasnęła.- Nowy trener  Barcelony Luiz Enrique... I mają ter Stregena ! O w mordę ! Nieźle ! A Fabregas mi się nie pochwalił... Już ja mu dam jak spotkam go następnym razem w Madrycie.. O i Pinto odszedł... Mamo...Jestem w szoku...Ale jak dla mnie nie był aż tak dobrym bramkarzem...No, ale trudno..
- Ana to powtórka...To wszystko było wczoraj ! - Stanął przed nią przepasany ręcznikiem.
- Dzięki, że powiedziałeś ! - Wymamrotała i po chwili coś sobie przypomniała.
Szybko wetknęła sobie łyżkę z jedzeniem do buzi, a swój skarb zakryła poduszką.
- Dzwoniłem, al...Ej co tam masz ?! - Wskazał palcem na miejsce, w którym Ana coś ukryła, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Nic dla ciebie ! - Wytknęła mu język.- NIE ODDAM !
- A tam, takie twoje gadanie.- Zaśmiał się, chwycił ją za ręce i jednym, zwinnym ruchem odebrał jej skarb.- Jezu TO WYGLĄDA GENIALNIE ! - Ana głośno westchnęła. Jedynie to jej pozostało. Zabrał jej nawet łyżkę- brutal jeden...
- Mmmmmm....to jest...brakuje mi słów, żeby to opisać. Ah dzięki ci za te wszystkie wspaniałe rzeczy, które mi przyrządzasz. Kocham cie !
- Przez ciebie umrę z głodu ! - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i zrobiła minę jaką robi małe dziecko, gdy ktoś nie chce mu czegoś dać.
- Oj wynagrodzę ci to jakoś, nie płacz...- Ucałował jej czoło.
- Wcale nie płacze.- Pokazała mu środkowy palec.
- No dzięki...- Skrzywił się.- Ja do ciebie z sercem, a ty co ? A dobra mniejsza...Trenujesz dzisiaj ?
- Robię wyjątek i nie, bo urodziny Ikera. Muszę kupić jakąś sukienkę.- Zamyśliła się.
- Ah no to zabieram cię na pyszny obiad.
- Ktoś cię w tym uprzedził.- Zaśmiała się.
- Zgaduje, nawet nie mów kto, bo mnie poniesie...- Warknął.
- A ty znów swoje...- Machnęła ręką i wstała z kanapy.
- Bo to jest mega sztuczne ! - Wrócił do spożywania pokarmu, nie chciał powiedzieć o kilka słów za dużo.
- Nic ci, a raczej waszej trójcy do tego.- Skrzyżowała ręce i zaczęła tupać nogą.
- Ty sobie robisz jakieś jajca, a mi Torres mój piękny tyłek skopie ! Oni mi tu jakiś wysyłają. ostatnio był Luiz, ale ciebie nie było. Lahm też chce tu wysłać Mullera, Javiego i jeszcze jakiegoś. A ja nie chce tu mieć niemieckiej delegacji, jasne ? Chce spokój. A ten Torres to już tak robi ogniem, normalnie jak kobieta podczas menopauzy się zachowuje...Rób tak, żeby wszyscy byli happy, okey ?- Nic nie odpowiedziała, odwróciła się na pięcie i ruszyła do swojego pokoju. Tym razem już przesadził...- Wieczorem masz być u Ikera ! NIE ZAPOMNIJ !

///////

- Isco no...Nie rozumiesz ?- Spojrzał na siedzącego naprzeciw niego kolegę. Ten tylko wytrzeszczył oczy.
- Nie Karim, nie ogarniam tego.- Potrząsnął głową.
- Tylko tak mogłem się do niej zbliżyć !- Poderwał się na nogi i zaczął wymachiwać rękoma.- Poprosiłem tamtą dziewczynę, żeby udawała moją byłą, która nagle chce do mnie wrócić i nie daje mi spokoju. Ana miała udawać, że teraz to ona nią jest. I wtedy weszliście wy i An nie mogła niczemu zaprzeczyć. Chociaż dla mnie to nawet lepiej.
- Stary...- Pokręcił głową.- Zawsze uważałem cię za kogoś normalnego, rozsądnego, a ty grasz w jakieś głupie gierki. Jak nastolatek...
-Kiedy to ona tak na mnie działa ! - Złapał się za głowę.
- Tylko jej mieszasz w życiu. Zobaczysz to się źle skończy.
- Ja ją kocham i chce, żeby to trwało jak najdłużej.
-A Torres wierci ci dziurę w brzuchu...To ci nie przeszkadza ?
- Torres mnie nie obchodzi.
- Tak samo nie obchodzi cię to, że ta dziewczyna cię nie kocha ? Zgodziła się ci pomóc, nic więcej. Nie wymagaj od niej niczego więcej.
- Pokocha...Zobaczysz !- Momentalnie za jego plecami pojawiła się postać Any.
- Cześć ! - Rzuciła szybko i od razu spojrzała na Isco.
- Hej kochana ! - Ten od razu do niej podszedł i ucałował w policzek.- Będę się już zbierał.- Cofnął się i wziął z ławy kluczyki od swojego samochodu.- Do zobaczenia później !

*
Stanęła już prawie gotowa przed ogromnym lustrem. Próbowała zapiąć na szyi łańcuszek. Wtedy spojrzała na swoje odbicie.


Wyglądała zupełnie inaczej niż kilka miesięcy temu. Dziś wyglądała obłędnie : czarne buty na wysokim obcasie, krótka, obcisła, granatowa sukienka, złote dodatki, mocny makijaż i pofalowane włosy.
Jednak coś jej przeszkadzało. W samolocie słuchała piosenki, która akurat w tamtym momencie wróciła do jej pamięci :
Like a liar
She's on fire !
She's waiting there 
Around the corner
Just a little aid
And she'll jump on ya !

Ona musiała okłamywać swoich przyjaciół. Dla niej to było okropne. Może z zewnątrz wyglądała doroślej, wydawała się być dojrzalsza, to w środku dalej była tą starą Aną.
Jej myśli rozwiał ciepły oddech na jej szyi i składane pocałunki.
- Pomogę ci.- Szepnął jej do ucha i zapiął łańcuszek przejeżdżając dłonią po jej plecach.
- Przestań...- Warknęła i odwróciła się w jego stronę. Był ubrany w garnitur i granatową koszulę, tak by strojem pasować do brunetki.
- O co ci chodzi ?- Spojrzał na nią niewinnie.
- Dobrze wiesz o co.- Spojrzała na niego wymownie.- Słyszałam twoją rozmowę z Isco. CAŁĄ!- Założyła ręce na klatkę piersiową.
- An, ja...
- Cicho ! - Uniosła dłoń.- Nic dziś do mnie nie mów, jasne ? To źle się dla ciebie skończy...A teraz chodź, bo się spóźnimy...


Weszła do dużego, przystrojonego pomieszczenia i w ogóle nie zwracając uwagi na Benzeme ruszyła w kierunku solenizanta.

- Iker mój skarbie !! Wszystkiego najlepszego !- Rzuciła mu się na szyję i ucałowała oba policzki.
- Bo będę zazdrosna. - Obok nich śmiejąc się przeszła Sara. Oboje odpowiedzieli jej uśmiechem.
- Ana, dzięki słońce.- Chwycił jej dłonie.- Dawno się nie widzieliśmy. Masz coraz mniej czasu dla mnie.
Błagam, niech mi ktoś w końcu powie coś nowego, a nie w kółko słyszę to samo...-Pomyślała.- Wybacz.- Mimo wszystko lekko się zarumieniła.
- Chyba muszę cie doprowadzić do jakiegoś porządku. Musze w końcu na ciebie nakrzyczeć. - Pogroził palcem śmiejąc się.
- Żadnych krzyków ! Stop ! - Pomiędzy nimi pojawił się Brazylijczyk.- Marcelo nie pozwoli krzyczeć na gwiazdę Madrytu.
- Kiedy to właśnie ja chce na nią nakrzyczeć.- Iker uniósł jedną brew.
- No właśnie o niej mówię. Nie wolno na nią krzyczeć. Ana jest najlepsza ! 
- Dzięki. - Ucałowała jego policzek, a El Santo tak po prostu pokazała język.
- Marcelo pozwól, że chwilę sam porozmawiam z "gwiazdą".- Podrapał się po brodzie i spojrzał na kolegę.
- Jasne, pogadamy później.
- Annie jestem ogromnie dumny z ciebie i twoich dokonań. Ale ty wręcz się uzależniłaś.
- To piłkarz nie powinien być uzależniony od tego co robi ?!- Spojrzała na niego dziwnie.
- Mmm...Nie o to mi chodzi... To źle wpłynie na twoje zdrowie. Powinnaś trochę przystopować.
- Ikuś ja znam swoje możliwości i wiem kiedy przestać.-  Poklepała go po ramieniu.- O mnie się nie martw. Zacznij myśleć o Mundialu. Hmm albo na razie myśl o finale LM.
- Olewasz to co mówię. W ogóle nie bierzesz tego do siebie.
- Nie !- Wywróciła oczami.
- Nie lubię, gdy tak robisz..Zapytaj kogokolwiek; Zidane, Villi, Reiny, Pirlo, Ronaldo, Toure czy Henry'ego. Każdego kogo znasz, a powie ci to samo: POWINNAŚ ODPOCZĄĆ.
- Nie teraz, nie gdy dobrze mi idzie.
- Sama możesz temu zaszkodzić...Poza tym sezon już się kończy. Rozmawiałem z Fabregasem i za dwa dni pojedziesz do Barcelony na kilka dni. To ci dobrze zrobi. I zobaczymy się na Mundialu.
Barcelona ?! Jestem za !- Pomyślała.- Porozmawiajmy o tym innym razem, okey ?- Uśmiechnęła się i chwyciła go pod ramię.- Nie psujmy twoich urodzin.- On tylko głośno westchnął.
- Dobra..
- Wracaj do gości, a ja skoczę do toalety.

Przeszła przez dłuuuugi korytarz i już wyciągała rękę do klamki, jednak ktoś jej w tym przeszkodził przeszkodził.
- No witam !- Przed nią ukazał się w lekkim rozkroku i rękach skrzyżowanych na klatce piersiowej nie kto inny jak sam Fernando Torres.Nie miał za ciekawej miny.- Nie chciałaś przyjść do góry, góra przyszła do ciebie...- Warknął.
- yyym...Hej ?- Odparła niepewnie.
- A gdzie radość na mój widok ?
- Cieszę się.- Na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
-Pfff.- Prychnął.- Kurwa ja się pytam co to ma być to z Benzemą ?!- Wrzasnął.
- Cicho!.- Szybko zakryła jego usta dłońmi.- Nie wrzeszcz tu...Uspokój się.
- Ja mam być spokojny, ja ?! Dobre...- Zaśmiał się.
- Torres przestań..
- To ty przestań ! - Złapał ją za nadgarstki.- To co robisz jest niepoważne. W ogóle nie myślisz o konsekwencjach! W Anglii wręcz szaleją widząc twoje zdjęcia w gazetach. Ty się wcale tym nie przejmujesz! A ja każdego dnia zastanawiam się czy jeszcze żyjesz !- W jego oczach zaczęły błyszczeć łzy.- Ja tak nie wytrzymam...Oddalasz się ode mnie...Bez ciebie jest mi cholernie ciężko...- Po chwili słone krople zaczęły płynąć po jego twarzy.

_________________________________________________________________________________

Witam Was moje Kochane ! :*
Dałam radę z siebie tyle wykrzesać i baaardzo długo się do tego zabierałam... za co przepraszam :c
Rozdział chyba najdłuższy ze wszystkich, chociaż może nie aż tak długi ? :D
Nadgoniłam w nim i teraz będę ze wszystkim na bieżąco :)
Następny pojawi się po niedzieli ;) Czekam na Wasze komentarze :)
Buziaki ! :*****


 


   


                                  

Strasznie spodobał mi się ten teledysk <3

niedziela, 4 maja 2014

8. You're my medicine.../ Eres mi medicina. Nuevo lugar...

"I've got my baggage and you've got yours
I know we've been damaged, been through it all"


 Pożegnanie się z Phillipem było najgorsze ze wszystkich...
Obydwoje wylali mnóstwo łez. To co czuli w tamtym momencie jest nie do opisania.
Na początku był wściekły, ale gdy tylko ją zobaczył zaczął mocno do siebie przytulać. Za nic nie chciał jej puścić, ale przecież musiał to w końcu zrobić. Przyszło mu to z ogromną trudnością.
Powoli wypuszczał jej dłonie z uścisku i złożył delikatny pocałunek na jej skroni.
W końcu ona cofnęła się o kilka kroków w tył. Jednak wtedy on znów zacieśnił uścisk bojąc się, że widzi ją po raz ostatni w swoim życiu. Ana delikatnie pokiwała głową, przymrużyła oczy pozwalając łzom spływać i uwolniła się z jego uścisku.
Wchodząc już do samolotu miała tylko jeden obraz przed oczami. On stał w progu swojego domu podpierając się o drzwi, cały zalany łzami. Śledził każdy jej ruch. Patrzył jak odjeżdża...

_ _ _

Madryt... Lotnisko Barajas.

- Super...- Burknęła pod nosem i usiadła na swoich walizkach. Nigdzie nie widziała tego idioty Torresa. A
przecież jego samolot miał być godzinę wcześniej.- Co za debil...
- Buu !!!- Ktoś za jej plecami krzyknął i głośno tupnął nogą jednocześnie zasłaniając jej oczy. Śmiał się. Ten śmiech rozpozna wszędzie.- Witamy w Madrycie.- Szepnął na ucho delikatnie całując jej policzek.
- Śmieszne... Wiesz ile ja czekałam ?! Co ty sobie wyobrażasz ! - Dźgnęła go w klatkę piersiową.
- Ej ! - Uniósł ręce w geście obronnym.- Już zaczynasz ? Mogłem cie tu zostawić...- Parsknął śmiechem.
- I dobrze... Poradzę sobie...- Już chciała wziąć swoje walizki.
- Jezu kobieto co cię dziś ugryzło !- Przewrócił oczami.
- Nie mam ochoty na głupie żarty ! - Odwróciła się do niego tyłem. - Będziemy tu tak stać czy może w końcu wyjdziemy ?!
-Idziemy...- Westchnął, ale po chwili dodał.- Księżniczko.
- Zamknij się idioto...- Warknęła. Ktoś inny w ogóle by się już nie odezwał. Wolałby nie zadzierać z tak zdenerwowaną kobietą. Ktoś inny tak, ale nie Fernando Torres. On uwielbiał ją jeszcze bardziej irytować.
- Czy mi się zdaje, czy mówiłem ci, że nie wytrzymasz tego pożegnania ?- Na jego piegowatej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
- Skończ...- Rzuciła szybko i przyśpieszyła kroku.

*

- Wsiadaj. - Otworzył jej drzwi od samochodu. Ta posłusznie wykonała jego polecenie. Sam zajął miejsce kierowcy.
- Wypożyczyłeś ?- Zapytała włączając radio.
- Nie.- Odpalił silnik.- To samochód Marcelo. Podstawił go tu rano.- Rozejrzał się w około i zaczął wycofywać samochód.- Zapinaj pasy, jedziemy.- Na jego twarzy pojawił się uśmiech, jakiego już dawno nie widziała.

*

- To dokąd mnie wywozisz ? - Zapytała już miłym tonem.
- No proszę jaka szybka zmiana...
- Torres...- Lekko uderzyła go w głowę.
- Ej ja prowadzę, okey ?!- Podniósł głos.
- Jak ciota, ale prowadzisz....- Odparła cicho.
- Mówiłaś coś ?!- Uniósł jedną brew.
- Ja ?! No coś ty.- Chrząknęła.- To powiedz dokąd jedziemy.
- Zabieram cie do miasteczka w którym się urodziłem.- Znowu zaczął się szczerzyć.
- Fascynujące.- Przewróciła oczami.
- Ej chciałem ci pokazać gdzie się wychowałem, gdzie zacząłem grać. Chciałem ci pokazać to, co jest dla mnie ważne, a ty jak zwykle marudzisz.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na takie zwiedzania... W ogóle daleko to ?!
- Od Madrytu 22,5 km. Zaraz będziemy.
- Super...- Odwróciła głowę w przeciwną stronę i udawała ogromne zainteresowanie tym, co jest na zewnątrz.
W końcu po dość długim czasie zobaczyła znak oznajmiający wjazd do miasta.
Torres zaczął skręcać w jakieś ulice, aż w końcu zatrzymał się obok placu do gry w piłkę.
- Chodź.- Rzucił szybko i wyszedł z auta. Spojrzał na Ane. Nie zamierzała wychodzić. - Twój wybór ! Siedź tu sama...- Nim się spostrzegła on już był na boisku i witał się z jakimiś mężczyznami, których po chwili już nie było.
Wysiadła i podbiegła do niego.
- Tutaj zaczynałem.- Założył sobie ręce na biodra. Było widać, że jest dumny z tego, co osiągnął.
- A ja dalej sądzę, że nie umiesz grać.- Szepnęła mu na ucho jednocześnie szczypiąc go w ramię.
- Jeżeli ja nie umiem grać, to ty również.- Dziewczyna zmrużyła oczy.- Pamiętaj, że to ja cię wszystkiego uczyłem.- Pokazał jej język, sprawnie przełożył ją sobie przez ramie i zaczął kręcić wokół własnej osi. Nie obyło się bez wrzasków, pisków, śmiechu i oczywiście wyzwisk...

"I will follow you down wherever you go

I am baby I'm bound to you and do you know?
Closer, pull me in tight

I wanna' be yours, wanna' be your hero"


*

- Pukaj. - Przyłożył jej rękę do drzwi.
- Ty pukaj idioto.- Uderzyła go w czoło.
- Aj zostaw mnie! - Złapał się za głowę.- Pukaj no...Ja teraz mam zajęte ręce.- Zaczął się głośno śmiać i oparł o drzwi
- Torres ty idioto.- Skarciła go wzrokiem.
- Kto do cholery jasnej mi tam hałasuje! - Po chwili drzwi się otworzyły, a Nando wpadł z hukiem do korytarza.
- Boże to już ty...- Zironizował gospodarz patrząc na leżącego kolegę. Spojrzał na wejście i dostrzegł Ane stojącą w progu. Od razu ruszył w jej kierunku. Po drodze "niby niechcący" nadepnął na nogi Fernando.
- Cześć! - Posłał jej szczery uśmiech.- Jestem Sergio, a ty to Ana ?


_________________________________________________________________________________

Witam Was moje Kochane :*
Rozdział może nie za długi, ale nic więcej nie dam rady z siebie wykrzesać ;c także PRZEPRASZAM
I od razu biorę się za pisanie dużo dłuższej notki i nadrabiania tu zaległości.
Rozdział 9 będzie dłuuuuuuuugi :D
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem i już ponad 2500 wyświetleń.

 Były też pomysły, żeby połączyć Ane i Torresa, ale czy to aby na pewno dobry pomysł ? Codzienne kłótnie itp :D I co wtedy zrobić z jego żoną ?! :D hahahaha  Znajdziemy jej kogoś innego :P
Od teraz będzie się pojawiał Real Madrid i Atletico Madrid :D Ale oczywiście nie tylko te dwie drużyny, dodatkowo będą goście specjalni, ale ciiii więcej nie zdradzam :D

ROZDZIAŁ Z DEDYKACJĄ DLA Madridista10 :* 
Buziaki Kochane :*

niedziela, 27 kwietnia 2014

7. I can't explain the way it feels...

"Every morning when I woke up
I was choked up
I was living without a purpose
Always jumping over hurdles
Doing circles in the dark with a broken compass

I can't explain the way it feels
I could trip on my own words
I made mistakes, that much is clear
But I made it here, my love
Yeah I made it here, my love"


Przekręciła się na bok z myślą. że wszystko to, co niedawno miało miejsce- to tylko kolejny z jej koszmarów.
 Zamruczała cicho próbując wybudzić się z tego snu i przesunęła rękę na sąsiednią poduszkę.
- Co ?! - Momentalnie poderwała się z łóżka czując, że dotyka czyjejś twarzy.
Po chwili do niej dotarło...
To nie był żaden sen. Obok niej leżał jej przyjaciel Fernando Torres. Spał i nie chciała go budzić. Delikatnie zsunęła się z łóżka, po cichu podeszła do okna i usiadła na parapecie podkulając nogi. Oparła czoło o szybę i zaczęła podziwiać Monachium. Teraz wszystko do niej dotarło. Każda chwila wczorajszego dnia. Dnia, który wywrócił jej życie do góry nogami.
Musi przekonać Nando co do swojego wyjazdu. W końcu to ona będzie się tu męczyć, nie on. Musiała znaleźć jak najlepsze argumenty... Tylko jak ma tego dokonać w momencie, gdy nawet sama nie wie, co teraz czuje ?!

* * * 

Stała przed lustrem i rozczesywała swoje włosy. Była zirytowana baaaardzo długim oczekiwaniem na Torresa, który brał "szybki prysznic".
- Nando szybciej ! - Krzyknęła odkładając szczotkę.
- Nie drzyj się tak.- Wyszedł jak zwykle uśmiechnięty i dość roznegliżowany.
- Skoro tyle tam siedziałeś, to mogłeś się już ubrać. - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej przewracając oczami.
- Coś ci w tym przeszkadza ? - Już chciała mu odpowiedzieć na te pytanie, gdy coś zauważyła.
- Ty idioto ! - Uniósł jedną brew.- Jesteś mokry ! Zobacz jakie ślady narobiłeś !
- Przestań to tylko woda...- Zironizował i zaczął się przeglądać w lustrze.
- Nie masz co tam podziwiać...
- Jak to nie ?! - Oburzył się.- Zobacz jakie mięśnie ! - Dodał robiąc dziwne pozy.
- Weź mnie nie rozśmieszaj, nic tam nie masz...- Wytknęła mu język, a on zmrużył oczy.
- Widzę, że chcesz zginąć tragicznie i to właśnie dziś i z moich rąk.
- Ups ! - Zasłoniła jedną dłonią usta, a z drugiej wypuściła koszulkę, którą akurat wzięła. Wypuściła prosto w ślad z wody, który z robił Fernando.
- Ana !!- Wrzasnął.
- Oj co się stało ? - Odparła sztucznie rozczulonym głosem.
- To moja koszulka. - Zapiszczał.
- No to co ?- Wzruszyła ramionami. - Przecież " to tylko woda "
- Nienawidzę cię !- Warknął.
- Oh tak się tym przejęłam...Nie wiem jak sobie teraz poradzę...- Po raz kolejny wywróciła oczami.
- Przestań ! Proszę podnieś ją...To moja ulubiona.
- Ulubiona jak i kilkadziesiąt innych. Sam ją podnieś.
- Nie, bo jak się schylę to spadnie mi ręcznik.- Posłał jej chytry uśmiech.
- To nie będzie pierwszy raz, gdy zobaczę cię nago...- Tak dziwna ta ich znajomość.- Przytrzymaj ręcznik ręką...
-  Nie..- Pokręcił głową.- Będzie mi niewygodnie.
- Jak dziecko ! Fer sam ją sobie podnoś...
- Zobaczysz spadnie mi ręcznik.
- Trudno...- Machnęła rękoma i powoli zaczęła się śmiać.- I tak nie masz tam nic wielkiego.- Wręcz zabijał ją wzrokiem.
- Nic wielkiego ?! - Przytaknęła.- Teraz zginiesz...- Chwycił ją i rzucił na łóżko zaczynając łaskotać. Zaczęła się głośno śmiać i szarpać.
- Proszę przestań.- Zawyła, a w jej kącikach oczu zebrały się łzy. Łzy śmiechu.- Błagam !
- Przeproś.- Podciągnął ją za nadgarstki tak, że siedział pomiędzy jej nogami, a jego nogi były owinięte wokół jej bioder.
- Nie przeproszę ! - Pokazała mu język i uszczypnęła go w brzuch.
- Jesteś okropna ! - Również pokazał jej język i z powrotem ruszył do łazienki.- Jak wrócę dokończymy wczorajszą rozmowę.
Czyli będzie musiała słuchać długiego kazania o jej pomyśle...

* * * 

"Mimo to, czuję że,
nie musimy słuchać innych,
że nie musimy udowadniać sobie kto był winny,
czuję to całym ciałem - chcę być silny,
więc chwyć mnie za dłoń 

I chodź ucieknijmy stąd,
nie chcę już oddychać tym zatrutym powietrzem!
chodź ucieknijmy stąd,
nikt nie będzie mówił nam co dla nas jest najlepsze
Chodź ucieknijmy stąd,
nie patrząc czy ma to jakikolwiek sens,
chodź ucieknijmy stąd,
czeka jeszcze na nas tyle miejsc"

- Nando...- Usiadła po turecku i oparła łokcie na poduszce, którą włożyła między nogi.- Powiedz mi, co myślisz o tym wyjeździe.
- Myślę, że nie przemyślałaś tego dokładnie.- Usiadł okrakiem na krześle na przeciwko Any.- Zostaniesz sama w obcym kraju...To chyba nie jest do końca poważne. Tym bardziej, że jeszcze jest Chris.
- Ale chyba jestem już dużą dziewczynką i wiem co robię.
- W takim razie po co pytasz mnie o zdanie ?!- Zrobił się lekko podirytowany.
- Chce mieć kogoś, kto mnie w tym poprze.
- To nie ten adres mała... A Phillip ? Nie mów mi, że ani trochę się do niego nie przywiązałaś i nie będzie ci go żal, gdy wyjedziesz.
- Oczywiście, że będzie mi go żal....Bardzo będę za nim tęsknić. Okazał mi tyle miłości, współczucia i zrozumienia. To wspaniały człowiek, ale zrozum jak ja się teraz czuję. Ja muszę sobie wszystko poukładać, zacząć żyć na nowo i skupić się na tym, co chcę robić, co kocham. A to nie jest te miejsce. Fer ja potrzebuję zmiany.
- Okey, ale sama im o tym powiesz...- Wywrócił oczami.
- Nando na prawdę ? - Podniosła się.- Zgadzasz się ?
- Tak, zgadzam się.- Zaczął się śmiać.
- Jezu !!! Torres kocham cię !!! - Zapiszczała i rzuciła się na przyjaciela. 
- Ale nie myśl sobie, że będziesz tam mieszkać sama.- Pokiwał palcem.- Znajdę ci kogoś, kto będzie miał cię na oku. - Wykrzywiła usta.- Nawet nie waż się sprzeciwiać ! 
- Nic nie powiedziałam...- Burknęła
- Zgadzasz się na taki układ albo wcale, wybieraj.- Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Dobra, zgadzam się. Niech ci będzie...- Odwróciła się do niego plecami.
- Jeju Ana muszę wiedzieć, że będziesz tam bezpieczna.- Objął ją .
- Wiem...Przepraszam...- Przytuliła się do jego torsu.
- Idź do Phillipa.- Posłał jej uśmiech.- Ja muszę gdzieś zadzwonić.


Zeszła po schodach i udała się korytarzem do salonu, gdzie właśnie Philip i Claudia rozmawiali. I chyba nawet o niej.
Po chwili stania w progu głośno chrząknęła. Od razu zwrócili na nią uwagę.
- Mogę ? - Zapytała. 
- Jasne. - Uśmiechnęli się w jej kierunku.- Jak się czujesz ?- Zapytał Phillip, gdy już usiadła na sofie.
- W porządku...- Odparła niepewnie. Czyżby zaczynała wątpić w to, co chce im powiedzieć ?!
- Bo wiesz An...- Zaczęła Claudia.- Bo my tak rozmawialiśmy i pewnie pomyślałaś sobie, że my o tym wszystkim wiedzieliśmy czy coś. A my, no wiesz nas też to zszokowało...
- Spokojnie- Lekko się uśmiechnęła.- Nawet tak nie pomyślałam. Teraz ja chcę coś wam powiedzieć i mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli.- Zaczęła nerwowo wyłamywać palce.
- Powiedz wreszcie.- Phillip aż wstał. Ana nabrała dużo powietrza w płuca i po chwili głośno je wypuściła.
- Chce wyjechać...- Spuściła wzrok na swoje dłonie. Lahm z wrażenia z powrotem usiadł na kanapę i wytrzeszczył oczy.
- Ty tak serio ?- Zapytał nadal nie dowierzając. Ana tylko twierdząco kiwnęła głową.- Nie zgadzam się, nie możesz.- Mówił szybko kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Phillip, kochanie nie możemy jej do niczego zmuszać.- Claudia położyła swoją dłoń na jego ramieniu.
- Nie myśl tylko, że jest mi z wami źle.- Kucnęła przed nim.- Ja... ja po prostu muszę sobie jakoś ułożyć swoje życie w nowym miejscu z dala od tamtych wydarzeń.- Nic nie odpowiedział. Po prostu wstał i wyszedł.- Claudia...I co teraz ?
- Nie przejmuj się. Przejdzie mu.- Poklepała ją w ramię i ruszyła tam, gdzie przed chwilą wyszedł jej mąż.


- Anaaaaaaaaaa ! 
- Torres nie drzyj się...- Burknęła idąc po schodach do pokoju.
- Załatwiłem wszystko ! - Wyszczerzył się i stanął przed lustrem.- Ah Fernando jesteś genialny.- Posłał buziaka swojemu odbiciu.
- Bo popadniesz w samouwielbienie.- Wywróciła oczami i rzuciła się na łóżko.- A co konkretnie załatwiłeś?
- Wylot masz po jutrze i będziesz jak dla mnie pod najlepszą opieką.
- Już się boję tej " najlepszej opieki"- Zironizowała, a on położył się obok niej.
- A jak Phillip i Claudia ?- Podparł głowę na łokciach.
- Emmm wszystko jest na dobrej drodze...- Skłamała przygryzając wargę.
- Mhm doprawdy ?- Uniósł jedną brew.
- No tak ! Hmm to dokąd mnie zawieziesz ?- Szybko zmieniła temat, co zawsze działało na Torresa.
- Zobaczysz. 
- Jak zwykle tajemniczy.- Zaśmiała się.
- Odczep się od mojej osoby.- Delikatnie dźgnął ją w brzuch i oczywiście od razu mu oddała.- Ej, ej nie zaczynaj wojny, dobra ? - Zaczął się śmiać i złapał się za obolałe miejsce.
- Tobie nigdy nie można nic zrobić...- Oburzyła się.
- A wiesz, że zobaczymy się dopiero tam na lotnisku.
- Dlaczego ? - Momentalnie spoważniała.
- Muszę dziś wrócić i tak mój Mou jest wściekły...
- Jej przepraszam.- Przytuliła się do jego torsu.- Przeze mnie będziesz miał same problemy...
- Przestań. Pojutrze wszystko będzie dobrze, a i zabiorę cię w miejsce, które jest dla mnie bardzo ważne.- Ucałował jej czoło, po czym wstał, podszedł do szafy i wyciągnął z niej swoją kurtkę.
- Ale, że już jedziesz ?- Poderwała się na nogi.
- Wziąłem najwcześniejszy samolot. Przepraszam, bo dopiero teraz ci o tym mówię...- Posmutniał.
- Okey...Rozumiem...- Odwróciła głowę.
- Ej przestań...- Podszedł do niej i mocno przytulił, co od razu odwzajemniła.
- Czuję się tak, jakbyś miał wyjechać na zawsze...- Wyszeptała.
- Pojutrze się zobaczymy...

" You are the one thing that I got right
It's a frickle world, yeah, it's a frickle world
You turned the darknes into sunlight 
I'm a lucky girl, yeah, I'm a lucky girl "



Musiała jakoś przetrwać te dwa dni. Chciała z kimś porozmawiać o tym co czuje, ale Phillip zupełnie się do niej nie odzywał, wręcz unikał. Claudia nie miała czasu, Javi'ego sama wolała unikać, a Pepowi nie chciała zawracać głowy. Te dwa dni praktycznie przesiedziała w pokoju powoli pakując się. Dlaczego w trudnych chwilach nie ma przy niej najbliższych ?! Wie, że Lahm jest bardzo tym urażony, ale mógłby choć trochę ją w tym wesprzeć.
Mimo wszystko postanowiła zadzwonić do Guardioli i powiedzieć chociaż o swoim wyjeździe. Również nie zapałał jakimś entuzjazmem na tę wiadomość. Zrozumiał An, ale postawił jej warunek wyjazdu :
" Zaczniesz znowu grać w piłkę." OBIECAŁA. I obietnicy musi dotrzymać.


*

Nadszedł dzień wyjazdu.
Starała się jak najciszej znieść swoje walizki po schodach. Było jeszcze wcześnie i nie chciała obudzić domowników. Bardzo zdziwiła ją postać stojąca w korytarzu przed drzwiami wyjściowymi mająca skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Oczywiście był to Phillip.
- Nie zamierzałaś się nawet pożegnać?- Warknął.


_________________________________________________________________________________


Witam Was wszystkie :)

Po pierwsze bardzo chcę przeprosić za opóźnienia, które ostatnio zdarzają mi się coraz częściej :c
Rozdział dodałabym dużo wcześniej, ale z początku nie mogłam się zabrać do pisania, a później wypadły mi egzaminy. Pisałam go fragmentami od poniedziałku wielkanocnego :/
Jest dość krótki i jakoś strasznie dużo dialogów mi wyszło.
W dodatku urwałam koniec...
Mam tu straszne zaległości...Powinnam dodawać już co najmniej 10 rozdział...ehhh
Jeszcze raz przepraszam :c



Szkoda mi Pepa...Stracił swojego przyjaciela :c
Ronaldo zachował się wspaniale dedykując dwie bramki Tito...
Dobra kończę.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem.
Buziaki :*



niedziela, 30 marca 2014

6. You don't care if I die...

"Everybody needs an anchor
A little something that makes you stay 
An incentive
Someone to fight for
Cause no one really needs so much space...
... There were nights that I stayed up crying
Cause I was certain that things wouldn't change 
But then you come and I saw you smiling..."



- Javi i co z nią ? - Joseph podniósł się z sofy.
- W porządku, teraz śpi.- Martinez wszedł do kuchni i nalał sobie soku do szklanki.
- A co powiedział doktor ?
- Powiedział, że to lekkie zasłabnięcie i było spowodowane jakimś silnym bodźcem. Coś musiało ją na prawdę zmartwić. A no i dostała jakieś leki.- Oparł się o stół i westchnął.- Strasznie mi jej szkoda.- Przeczesał swoje włosy.
- Może to przez ten trening ?! - Podrapał się po brodzie.- Później porozmawiam z ich trenerem. Niemożliwym jest, żeby w takiej drużynie działy się takie rzeczy. Poza boiskiem mogą się nienawidzić i tak dalej, ale na boisku ma być jedność...
- Tak mi się wydaje, że ona nie chciałaby roztrząsać tej sprawy...Oczywiście, jeżeli właśnie o to chodzi.
- Mimo wszystko te wydarzenie nie powinno mieć miejsca. To jest niedopuszczalne i ktoś poniesie tego konsekwencje.
- No już dobra, Pep nie uruchamiaj się.- Zaśmiał się i poklepał trenera po plecach.- Dzwonimy do Lahma ?
- Na razie nie. Dajmy jej odpocząć, później zadzwonimy.


Delikatnie przymrużyła oczy, po czym z wielkim trudem całkowicie otworzyła powieki.
Próbowała się podnieść. Chciała zrobić to najostrożniej jak tylko umiała, zero gwałtownych ruchów - powodem była boląca głowa. Jeszcze nigdy nie czuła tak ogromnego, przenikliwego bólu, jak tamtego dnia.
Po kilku próbach bezwładnie opadła na łóżko sycząc z bólu.
- Poczekaj ! - Do pomieszczenia wpadł Javi.
- Ciiii.- Zmarszczyła czoło.- Błagam mów ciszej...
- Aaaa- Podrapał się w tył głowy.- No tak, przepraszam.
- Mógłbyś ?!- Wyciągnęła rękę w jego stronę dając znak, że próbuje się podnieść.
- Jasne . - Uśmiechnął się i podszedł do niej.- Obejmij mnie za szyję.-  Szybkim ruchem podniósł ją do pozycji siedzącej i usiadł z brzegu łóżka.- Jak się czujesz ?
- Bywało lepiej...- Przejechała ręką po swoich włosach.- A tak właściwie to gdzie ja jestem ?! U ciebie ?
- Nie, nie u mnie.- Śmiejąc się pokręcił głową.- Jesteś u Guardioli. - Rozejrzała się dookoła. Wnętrze było dość ciemne, ale nie zainteresował jej wystrój tego pomieszczenia. Skupiła się na fotografiach Pepa z zawodnikami. Uśmiechnęła się do siebie widząc zdjęcie z Leo Messim. Zawsze chciała go poznać. Kiedyś Nando obiecał jej, że te marzenie się spełni... No właśnie, co z Nando ?! Pewnie nawet nie sprawdził poczty głosowej...Cały on. Przez myśl przeszło jej, że mógł o niej zapomnieć. Od razu skarciła się w myślach. To niemożliwe. Nie mógł o niej zapomnieć, nie on.
- Halo ! - Javi pomachał ręką przed jej twarzą.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz ?!- Potrząsnęła głową chcąc wyrwać się z zastanowienia.
- Ymm tak, przepraszam.- Założyła kosmyk włosów za ucho i spojrzała na zegarek stojący obok łóżka.
- Może jesteś głodna albo chcesz coś do picia ?
- Javi.- Przerwała na chwilę.- Odwieź mnie do domu.- Ostrożnie postawiła stopy na podłodze i powoli podeszła do fotela, na którym leżała jej bluza. Martinez uważnie się jej przyglądał, podziwiał każdy jej ruch. Dla niego była perfekcyjna. Niezbyt wysoka brunetka z lekko kręconymi włosami, duże, ciemne oczy, szczupła,co najważniejsze sympatyczna i inteligentna. Ideał z jego snów. 
Cicho westchnął, przekręcił głowę na bok i spojrzał na jej pupę.
- Widziałam.- Powiedziała odwracając się przodem do niego. Zaczęła ubierać swoją bluzę, gdy momentalnie zawirowało jej w głowie. Poczuła jak traci władze nad swoimi kończynami i mimowolnie zaczyna się osuwać na ziemię.
- Ana ! - Krzyknął i szybko podbiegł do dziewczyny łapiąc ją w ostatniej chwili.- Ana powiedz coś !


Lekko potrząsnął jej ciałem, a ta otworzyła swoje oczy.
- Już jest ok, możesz mnie puścić.- Powiedziała przesuwając dłoń na jego tors.- Wiesz, może tobie jest wygodnie pochylając się nade mną, ale jestem wygięta do tyłu...Bolą mnie plecy...-  Nie odpowiadał. 
Po prostu spoglądał w jej oczy, jakby go zahipnotyzowała. Drżącą ręką odgarnął włosy, które opadły na jej twarz. Podniósł ją, ale cały czas był zapatrzony. Chciała się odsunąć lecz  przyciągnął ją za rękę.
Nie mógł się przed tym powstrzymać. Przejechał opuszkami palców po jej ustach i policzku.
W końcu zdecydował się wykonać nieco odważniejszy ruch. Przybliżył ją do siebie mocniej obejmując.
Przesunął swoją rękę na jej szyję po czym wręcz przyssał się do jej malinowych warg.
Ana oderwała się od niego jak oparzona.
- Co ty wyrabiasz ?! - Krzyknęła trzymając się za czoło
- Ja..Chciałem...- Nie dała mu dokończyć.
- Wiesz co ?! Lepiej będzie, jeżeli Joseph mnie odwiezie...- Chwyciła swoją bluzę i szybko zbiegła po schodach.
- An, czekaj ! Przepraszam ! 

" I am covered in scars
Like a rose without thorns
My defenses are gone
No one's out there to warn
If there's love in your heart
Let me leave now in peace
You know you took it too far..."


- Ale na pewno już dobrze się czujesz ? - Zapytał zatrzymując samochód na podjeździe domu Phillipa.
- Tak Pep.- Lekko się uśmiechnęła.- Już jest dobrze..
- Jednak coś cię trapi.
- To Javi...Ale nie chce o tym teraz rozmawiać. Może kiedyś.- Spuściła swój wzrok.
- Dobrze, mam ostatnie pytanie.- Dziewczyna kiwnęła głową.- Co spowodowało twoje omdlenia ?- Zatkało ją. Nie wiedziała, czy mu powiedzieć. Z jednej strony chciała, żeby go nie okłamywać, ale z drugiej po co mu to wiedzieć.
- Moja mama...- Nie mogła tego wypowiedzieć..Wydawało się, że nad sobą panuje, ale wewnątrz targały


nią emocje.- Przepraszam, nie mogę ! - Rzuciła szybko i cała zalana łzami biegła prosto do swojego pokoju.
Wszyscy akurat byli w salonie. Wszyscy ? Nie. Nie było Christiny, ale może to i dobrze ? I tak wystarczająco namieszała w obecnym życiu Any. 
- To była Ana ?! - Claudia podniosła się z kanapy i wyjrzała na korytarz. Od ponad trzech godzin wydzwaniali do wszystkich pytając, czy gdzieś jej nie widzieli...I wreszcie zguba się znalazła.
- Czy ktoś mi w końcu powie co się tu dzieje ?! - Do pomieszczenia wszedł Guardiola, który wybiegł zaraz za Aną.
- To ja pójdę do niej, a ty Phillip powiedz.- Torres szybko ruszył do jej pokoju.


Rzuciła się na łóżko zalewając kolejną dawką łez. Nie chciała ich zatrzymywać. Wiedziała, że to nic nie da. Popłacze i jej przejdzie... Ale jak długo będzie płakać ?! 
W końcu zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno to wszystko ma sens. 
Wymyśliła swój własny plan, ale do niego potrzebny byłe Fernando, którego nie było.
To znaczy był, ale ona nawet nie zauważyła, że wszedł do jej pokoju. Nie zauważyła, że leże obok niej już dobre 15 minut.
Podniósł się do pozycji siedzącej. Oparł się o ścianę i przyciągnął brunetkę przytulając ją do swojego torsu.
Po chwili podniosła swój wzrok na jego twarz.
- Jednak jesteś...- Wyszeptała jeszcze bardziej zaciskając jego dłonie na swoim ciele.
- Jestem skarbie.- Ucałował jej czoło.
- Tak bardzo mi tego brakowało...- Dotknęła miejsca, gdzie przed chwilą złożył pocałunek.- Tak bardzo brakowało mi ciebie Nando...
- Już dobrze jestem przy tobie..- Zaczął gładzić jej włosy.- Nie zostawię cię...
- Fer ?- Ścisnęła jego koszulkę.
- Tak ?
- Jej tu już nie ma ?- Zapytała z nadzieją.
- Wróciła do Anglii.
- I dobrze...Nie chcę znać tej kobiety...Nie chcę jej już nigdy zobaczyć...Po prostu już nie istnieje..- Podeszła do okna, usiadła na parapecie i podkuliła nogi. Torres ruszył za nią. Przysunął krzesło obok i usiadł na nim okrakiem.- Pomożesz mi ?- Spojrzała na niego oczami, które teraz były przepełnione bólem, żalem i złością. Wyglądała zupełnie inaczej..
- Zawsze.- Złapał jej dłoń.
- Pamiętasz - Odgarnęła włosy z twarzy.- Kiedyś obiecałeś mi, że zabierzesz mnie do Hiszpanii. - Na samą myśl o tym na jej twarz zawitał delikatny uśmiech.
- Pamiętam.- On również się uśmiechnął.- I nawet nauczyłem cię hiszpańskiego. 
- Fer, dotrzymaj obietnicy.- Zeskoczyła z parapetu i stanęła przed nim.- Nic mnie tutaj nie trzyma. Niemcy to nie mój świat.
- Ale An...- Nabrał powietrza w płuca i głośno je wypuścił.


_________________________________________________________________________________

Witam, witam Kochane :*

Ten rozdział dedykuje  Mentally ill <3  
Dziękuję za wszystkie komentarze :*

Chciałabym Was również poinformować, że następny rozdział nie pojawi się w następną niedzielę. Będzie z opóźnieniem, ponieważ jadę z moją wspaniałą drużyną do Turcji. Nie wiem, czy uda mi się tam w jakiś sposób czytać Wasze nowe rozdziały. Postaram się coś wykombinować... Najwyżej nadrobię zaległości po powrocie :c
ALE INFORMUJCIE MNIE ! :)
Buziaki Kochane :***

A to piosnka, dzięki której napisałam ten rozdział : https://www.youtube.com/watch?v=0n9MvSl43LY <33

niedziela, 23 marca 2014

5. Ich bin bei Dir.../ Estoy Contigo... cz.2


- Wszystko w porządku ? - Poczuła na swoim barku dłoń. - Wyglądasz jakby coś się stało.
- Nie.- Potrząsnęła głową.- Wszystko w porządku proszę pana.- Posłała w jego stronę uśmiech.
- Nie mów "pan", mów Pep lub Joseph. Nie cierpię, gdy tak mówią.
- No dobrze.- Znowu się uśmiechnęła. Ten człowiek miał w sobie tak pozytywną energię, że ciężko opanować śmiech.- Moja mama właśnie zadzwoniła i oznajmiła, że przyjechała.
- Trening niedawno się zaczął, ale mogę porozmawiać z nimi, żeby któryś cię zawiózł. Pewnie nie znasz jeszcze Monachium.
- Nie, nie trzeba.- Pokręciła głową.- Poczekam do końca treningu i wrócę z Phillipem.- Założyła włosy za ucho.
- Słuchaj, a może jednak pójdziesz na trening żeńskiej sekcji ?- Mówił bacznie obserwując poczynania piłkarzy.- Zawsze warto spróbować.
- Jeżeli nawet to nie jestem odpowiednio przygotowana.- Chciała znaleźć jakąś twórczą wymówkę, jednak nic sensownego nie przyszło jej do głowy.
- Coś się wymyśli.- Puścił jej oczko.- Pójdę tam z tobą. Tylko przed tym porozmawiam sobie z kapitanem.- Nie protestowała. Stwierdziła, że to bez sensu. Pójdzie tam, bo zależy na tym Guardioli, a ona bardzo go
polubiła.
Usiadła na ławce i przyglądała się grze piłkarzy. Przyglądała ? Nie...Ona się zamyśliła. Myślała o tym, co mogło spowodować przyjazd jej matki.

*

- Do jutra trenerze !- Piłkarze wychodzili już przebrani. Ona stała obok samochodu swojego wujka.
- Lahm, chodź do mnie ! - Krzyknął Pep. - Ana, a ty poczekaj na mnie, dobra ?
- W porządku.- Do Phillipa podszedł jeszcze jakiś kolega. Chwilę porozmawiali, Lahm pogroził mu palcem, a później brunet zmierzał w kierunku dziewczyny.
Jego piękne oczy od razu ją do siebie przyciągnęły. Wysoki, bujna czupryna- CUDO. Już w trakcie treningu zwróciła na niego swoją uwagę.
- Witaj ! - Posłał jej szczery uśmiech.- Jestem Javi.

*


- Nigdy więcej tam nie pójdę !- Krzyknęła.
- Ana, ale trener był tobą zachwycony! Twoja gra bardzo mu się spodobała. STRZELIŁAŚ 7 GOLI !- Próbował ją dogonić. Brunetka szła wściekła chodnikiem.- Grasz wspaniale ! Dryblujesz jak Ronaldinho.  Masz ogromny dar.
- Pep widziałeś jak one mnie traktowały ?! Bo ja to nic nie potrafię..To fart...Bo Lahm to na pewno mnie przyjmą i jeszcze przyszłam z Guardiolą...Bo grunt to dobrze się ustawić...
- Przestań...Dobrze wiesz, jak zagrałaś.- Objął ją ramieniem.
-Ale mnie to denerwuje...Wiem, pewnie teraz myślisz, że zachowuje się jak dziecko...
- Oczywiście, że nie ! - Szybko zaprzeczył.- One zachowały się jak dzieci zazdroszcząc ci talentu. A teraz chodź, zawiozę cie do domu.- Zawrócili.
- Ale na prawdę tak mówisz ? Było dobrze ?!- Przetarła policzki.
- Dziewczyno.- Złapał jej barki.- Gdybym mógł co mecz wystawiałbym cię w pierwszym składzie męskiej drużyny.- Ta nic nie odpowiedziała tylko mocno go przytuliła.

*

Przekraczając próg pomachała Guardioli.
- Jestem...
- I jak ?! - Z kuchni wyłonił się gospodarz domu.
- Uznam, że wcale nie zadałeś mi tego pytania...- Odwiesiła kurtkę.- Ona już jest ?
- Tak, czeka w salonie.- Wepchnął do ust kanapkę.
- Powiesz jej, że poszłam wziąć prysznic ? - Stała już na schodach.
- Okey.- Wybełkotał połykając jedzenie.

Wzięła szybki prysznic, założyła spodnie, luźny sweterek i zrobiła sobie lekki makijaż. Po zaledwie 20 minutach była w pełni gotowa. Szybko zbiegła ze schodów i wpadła do salonu rzucając się na szyję swojej matce.
- Tęskniłaaam !- Mocno ją przytuliła i ucałowała policzek.
- Tak, wiem.- Ana zdziwiła się reakcją matki. Przecież powinna się cieszyć, że ją widzi. Jednak ona była nieobecna, zamyślona, jakby w innym świecie. Odsunęła się od niej i usiadła na przeciwko.- Muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham.- Założyła nogę na nogę i posłała jej szczery uśmiech.
- Bo ty...Ty musisz poznać prawdę...
- No powiedz w końcu...- Wywróciła oczami. Christina nabrała powietrza w płuca i po chwili je wypuściła.
- Luke... Luke nie jest twoim ojcem...- Powiedziała to zupełnie bez żadnych uczuć. Ane zamurowało, otworzyła szeroko usta. Jak to możliwe ?! Po dobrych kilku minutach otrząsnęła się.
- Mówisz mi to tak po prostu ?!- Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- A jak mam ci to powiedzieć ?! Mam paść na kolana i prosić o wybaczenie ?! Trudno stało się...Nie ty jedna masz innego ojca.- Wzruszyła ramionami.
- Nie poznaję cię...- Schowała  twarz w dłonie i pozwoliła łzom płynąć.- Mówisz to w taki sposób..- Wyszlochała.
- Czego ty niby oczekujesz...-Wstała i podeszła do okna.
- Więc kto nim jest ?!- Krzyknęła
- Adam, ojciec Fabia.- To było dla niej nie do zniesienia...Ojciec jej przyjaciela.
- A tata ?! - Chyba nie do końca do niej dotarło, ale w końcu tyle lat go tak nazywała.- On wie ?!
- Zauważyłam, że się domyśla. Ale nie powiem mu o tym, jeżeli spotkasz się z Adamem.- Założyła ręce na klatkę piersiową.
- Po tym wszystkim stawiasz mi jeszcze warunki ?!- Podniosła swój głos.- Tego już za dużo...!- Chwyciła swój telefon i biegiem ruszyła do wyjścia.
- Ana !!- Krzyknął za nią Phillip, jednak nie zdążył jej złapać, bo zatrzymała go Claudia.
- Nie teraz, daj jej trochę czasu...- Powiedziała przytulając męża.
- Jesteś z siebie zadowolona ?! - Zwrócił się do swojej siostry.- Jak możesz być taka nie czuła !

* * *

Szła przed siebie, nawet nie wiedziała gdzie jest.
 Po zapytaniu jednego z przechodniów dotarła do parku.
Usiadła na ławce, podkuliła nogi i po prostu zaczęła płakać. W dodatku nie miała tu nikogo z kim mogłaby teraz porozmawiać. Nie miała przy sobie swojego kochanego Torresa, bez którego każdy dzień jest bez sensu. Była do niego ogromnie przywiązana.
Wyjęła telefon z kieszeni i wystukała jego numer.
Jeden sygnał, drugi, trzeci i poczta...Pewnie miał trening.

  • Fer...Dlaczego nie ma cie tu ze mną...Tak bardzo cię potrzebuję...-Wyszlochała i rozłączyła się
Ledwo oddychała od napływu łez i okropnie bolało ją serce. Widziała coraz gorzej, świat wokół niej wirował.
- Ana...- Ktoś w końcu się nią zainteresował.- An, co ci jest ?!- Słyszała tylko męski głos, nic już nie widziała.
- Pep pomóż mi ! - Krzyknął biorąc dziewczynę na ręce.

* * *

( Anglia )

- Stary, mówię ci, że coś się stało. Nigdy się tak nie zachowywała. Ta wiadomość jest dziwna! - Mówił do Luiza kierując samochodem w stronę lotniska.
- Tak nagle chcesz tam pojechać ?!
- Ona mnie potrzebuje...
- Jadę z tobą !
- Nie, poradzę sobie. - Wyciągnął torbę z bagażnika.- Zaprowadź mój samochód i powiadom Mourinho.
- Będzie wściekły...
- Trudno...


_________________________________________________________________________________


Witam, witam :)
Przybywam z nowym rozdziałem :D
Chyba nie jest najgorszy, nie miałam problemów z napisaniem go.
Następny pojawi się w tygodniu, ponieważ jestem o rozdział do tyłu. Już powinnam pisać o el Clasico.
Dam radę :D JAKOŚ :)
Dziękuję za szczere opinie pod ostatnim postem, JESTEŚCIE KOCHANE <333

Przy okazji spóźnione życzenia dla mojego geniusza piłki nożnej *-* No ideał !

No i dla Alby też <333

Jak najwięcej goli, asyst i Jordi dziś pełne skupienie ! :*

Buziaki :****