goal

goal

niedziela, 30 marca 2014

6. You don't care if I die...

"Everybody needs an anchor
A little something that makes you stay 
An incentive
Someone to fight for
Cause no one really needs so much space...
... There were nights that I stayed up crying
Cause I was certain that things wouldn't change 
But then you come and I saw you smiling..."



- Javi i co z nią ? - Joseph podniósł się z sofy.
- W porządku, teraz śpi.- Martinez wszedł do kuchni i nalał sobie soku do szklanki.
- A co powiedział doktor ?
- Powiedział, że to lekkie zasłabnięcie i było spowodowane jakimś silnym bodźcem. Coś musiało ją na prawdę zmartwić. A no i dostała jakieś leki.- Oparł się o stół i westchnął.- Strasznie mi jej szkoda.- Przeczesał swoje włosy.
- Może to przez ten trening ?! - Podrapał się po brodzie.- Później porozmawiam z ich trenerem. Niemożliwym jest, żeby w takiej drużynie działy się takie rzeczy. Poza boiskiem mogą się nienawidzić i tak dalej, ale na boisku ma być jedność...
- Tak mi się wydaje, że ona nie chciałaby roztrząsać tej sprawy...Oczywiście, jeżeli właśnie o to chodzi.
- Mimo wszystko te wydarzenie nie powinno mieć miejsca. To jest niedopuszczalne i ktoś poniesie tego konsekwencje.
- No już dobra, Pep nie uruchamiaj się.- Zaśmiał się i poklepał trenera po plecach.- Dzwonimy do Lahma ?
- Na razie nie. Dajmy jej odpocząć, później zadzwonimy.


Delikatnie przymrużyła oczy, po czym z wielkim trudem całkowicie otworzyła powieki.
Próbowała się podnieść. Chciała zrobić to najostrożniej jak tylko umiała, zero gwałtownych ruchów - powodem była boląca głowa. Jeszcze nigdy nie czuła tak ogromnego, przenikliwego bólu, jak tamtego dnia.
Po kilku próbach bezwładnie opadła na łóżko sycząc z bólu.
- Poczekaj ! - Do pomieszczenia wpadł Javi.
- Ciiii.- Zmarszczyła czoło.- Błagam mów ciszej...
- Aaaa- Podrapał się w tył głowy.- No tak, przepraszam.
- Mógłbyś ?!- Wyciągnęła rękę w jego stronę dając znak, że próbuje się podnieść.
- Jasne . - Uśmiechnął się i podszedł do niej.- Obejmij mnie za szyję.-  Szybkim ruchem podniósł ją do pozycji siedzącej i usiadł z brzegu łóżka.- Jak się czujesz ?
- Bywało lepiej...- Przejechała ręką po swoich włosach.- A tak właściwie to gdzie ja jestem ?! U ciebie ?
- Nie, nie u mnie.- Śmiejąc się pokręcił głową.- Jesteś u Guardioli. - Rozejrzała się dookoła. Wnętrze było dość ciemne, ale nie zainteresował jej wystrój tego pomieszczenia. Skupiła się na fotografiach Pepa z zawodnikami. Uśmiechnęła się do siebie widząc zdjęcie z Leo Messim. Zawsze chciała go poznać. Kiedyś Nando obiecał jej, że te marzenie się spełni... No właśnie, co z Nando ?! Pewnie nawet nie sprawdził poczty głosowej...Cały on. Przez myśl przeszło jej, że mógł o niej zapomnieć. Od razu skarciła się w myślach. To niemożliwe. Nie mógł o niej zapomnieć, nie on.
- Halo ! - Javi pomachał ręką przed jej twarzą.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz ?!- Potrząsnęła głową chcąc wyrwać się z zastanowienia.
- Ymm tak, przepraszam.- Założyła kosmyk włosów za ucho i spojrzała na zegarek stojący obok łóżka.
- Może jesteś głodna albo chcesz coś do picia ?
- Javi.- Przerwała na chwilę.- Odwieź mnie do domu.- Ostrożnie postawiła stopy na podłodze i powoli podeszła do fotela, na którym leżała jej bluza. Martinez uważnie się jej przyglądał, podziwiał każdy jej ruch. Dla niego była perfekcyjna. Niezbyt wysoka brunetka z lekko kręconymi włosami, duże, ciemne oczy, szczupła,co najważniejsze sympatyczna i inteligentna. Ideał z jego snów. 
Cicho westchnął, przekręcił głowę na bok i spojrzał na jej pupę.
- Widziałam.- Powiedziała odwracając się przodem do niego. Zaczęła ubierać swoją bluzę, gdy momentalnie zawirowało jej w głowie. Poczuła jak traci władze nad swoimi kończynami i mimowolnie zaczyna się osuwać na ziemię.
- Ana ! - Krzyknął i szybko podbiegł do dziewczyny łapiąc ją w ostatniej chwili.- Ana powiedz coś !


Lekko potrząsnął jej ciałem, a ta otworzyła swoje oczy.
- Już jest ok, możesz mnie puścić.- Powiedziała przesuwając dłoń na jego tors.- Wiesz, może tobie jest wygodnie pochylając się nade mną, ale jestem wygięta do tyłu...Bolą mnie plecy...-  Nie odpowiadał. 
Po prostu spoglądał w jej oczy, jakby go zahipnotyzowała. Drżącą ręką odgarnął włosy, które opadły na jej twarz. Podniósł ją, ale cały czas był zapatrzony. Chciała się odsunąć lecz  przyciągnął ją za rękę.
Nie mógł się przed tym powstrzymać. Przejechał opuszkami palców po jej ustach i policzku.
W końcu zdecydował się wykonać nieco odważniejszy ruch. Przybliżył ją do siebie mocniej obejmując.
Przesunął swoją rękę na jej szyję po czym wręcz przyssał się do jej malinowych warg.
Ana oderwała się od niego jak oparzona.
- Co ty wyrabiasz ?! - Krzyknęła trzymając się za czoło
- Ja..Chciałem...- Nie dała mu dokończyć.
- Wiesz co ?! Lepiej będzie, jeżeli Joseph mnie odwiezie...- Chwyciła swoją bluzę i szybko zbiegła po schodach.
- An, czekaj ! Przepraszam ! 

" I am covered in scars
Like a rose without thorns
My defenses are gone
No one's out there to warn
If there's love in your heart
Let me leave now in peace
You know you took it too far..."


- Ale na pewno już dobrze się czujesz ? - Zapytał zatrzymując samochód na podjeździe domu Phillipa.
- Tak Pep.- Lekko się uśmiechnęła.- Już jest dobrze..
- Jednak coś cię trapi.
- To Javi...Ale nie chce o tym teraz rozmawiać. Może kiedyś.- Spuściła swój wzrok.
- Dobrze, mam ostatnie pytanie.- Dziewczyna kiwnęła głową.- Co spowodowało twoje omdlenia ?- Zatkało ją. Nie wiedziała, czy mu powiedzieć. Z jednej strony chciała, żeby go nie okłamywać, ale z drugiej po co mu to wiedzieć.
- Moja mama...- Nie mogła tego wypowiedzieć..Wydawało się, że nad sobą panuje, ale wewnątrz targały


nią emocje.- Przepraszam, nie mogę ! - Rzuciła szybko i cała zalana łzami biegła prosto do swojego pokoju.
Wszyscy akurat byli w salonie. Wszyscy ? Nie. Nie było Christiny, ale może to i dobrze ? I tak wystarczająco namieszała w obecnym życiu Any. 
- To była Ana ?! - Claudia podniosła się z kanapy i wyjrzała na korytarz. Od ponad trzech godzin wydzwaniali do wszystkich pytając, czy gdzieś jej nie widzieli...I wreszcie zguba się znalazła.
- Czy ktoś mi w końcu powie co się tu dzieje ?! - Do pomieszczenia wszedł Guardiola, który wybiegł zaraz za Aną.
- To ja pójdę do niej, a ty Phillip powiedz.- Torres szybko ruszył do jej pokoju.


Rzuciła się na łóżko zalewając kolejną dawką łez. Nie chciała ich zatrzymywać. Wiedziała, że to nic nie da. Popłacze i jej przejdzie... Ale jak długo będzie płakać ?! 
W końcu zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno to wszystko ma sens. 
Wymyśliła swój własny plan, ale do niego potrzebny byłe Fernando, którego nie było.
To znaczy był, ale ona nawet nie zauważyła, że wszedł do jej pokoju. Nie zauważyła, że leże obok niej już dobre 15 minut.
Podniósł się do pozycji siedzącej. Oparł się o ścianę i przyciągnął brunetkę przytulając ją do swojego torsu.
Po chwili podniosła swój wzrok na jego twarz.
- Jednak jesteś...- Wyszeptała jeszcze bardziej zaciskając jego dłonie na swoim ciele.
- Jestem skarbie.- Ucałował jej czoło.
- Tak bardzo mi tego brakowało...- Dotknęła miejsca, gdzie przed chwilą złożył pocałunek.- Tak bardzo brakowało mi ciebie Nando...
- Już dobrze jestem przy tobie..- Zaczął gładzić jej włosy.- Nie zostawię cię...
- Fer ?- Ścisnęła jego koszulkę.
- Tak ?
- Jej tu już nie ma ?- Zapytała z nadzieją.
- Wróciła do Anglii.
- I dobrze...Nie chcę znać tej kobiety...Nie chcę jej już nigdy zobaczyć...Po prostu już nie istnieje..- Podeszła do okna, usiadła na parapecie i podkuliła nogi. Torres ruszył za nią. Przysunął krzesło obok i usiadł na nim okrakiem.- Pomożesz mi ?- Spojrzała na niego oczami, które teraz były przepełnione bólem, żalem i złością. Wyglądała zupełnie inaczej..
- Zawsze.- Złapał jej dłoń.
- Pamiętasz - Odgarnęła włosy z twarzy.- Kiedyś obiecałeś mi, że zabierzesz mnie do Hiszpanii. - Na samą myśl o tym na jej twarz zawitał delikatny uśmiech.
- Pamiętam.- On również się uśmiechnął.- I nawet nauczyłem cię hiszpańskiego. 
- Fer, dotrzymaj obietnicy.- Zeskoczyła z parapetu i stanęła przed nim.- Nic mnie tutaj nie trzyma. Niemcy to nie mój świat.
- Ale An...- Nabrał powietrza w płuca i głośno je wypuścił.


_________________________________________________________________________________

Witam, witam Kochane :*

Ten rozdział dedykuje  Mentally ill <3  
Dziękuję za wszystkie komentarze :*

Chciałabym Was również poinformować, że następny rozdział nie pojawi się w następną niedzielę. Będzie z opóźnieniem, ponieważ jadę z moją wspaniałą drużyną do Turcji. Nie wiem, czy uda mi się tam w jakiś sposób czytać Wasze nowe rozdziały. Postaram się coś wykombinować... Najwyżej nadrobię zaległości po powrocie :c
ALE INFORMUJCIE MNIE ! :)
Buziaki Kochane :***

A to piosnka, dzięki której napisałam ten rozdział : https://www.youtube.com/watch?v=0n9MvSl43LY <33

niedziela, 23 marca 2014

5. Ich bin bei Dir.../ Estoy Contigo... cz.2


- Wszystko w porządku ? - Poczuła na swoim barku dłoń. - Wyglądasz jakby coś się stało.
- Nie.- Potrząsnęła głową.- Wszystko w porządku proszę pana.- Posłała w jego stronę uśmiech.
- Nie mów "pan", mów Pep lub Joseph. Nie cierpię, gdy tak mówią.
- No dobrze.- Znowu się uśmiechnęła. Ten człowiek miał w sobie tak pozytywną energię, że ciężko opanować śmiech.- Moja mama właśnie zadzwoniła i oznajmiła, że przyjechała.
- Trening niedawno się zaczął, ale mogę porozmawiać z nimi, żeby któryś cię zawiózł. Pewnie nie znasz jeszcze Monachium.
- Nie, nie trzeba.- Pokręciła głową.- Poczekam do końca treningu i wrócę z Phillipem.- Założyła włosy za ucho.
- Słuchaj, a może jednak pójdziesz na trening żeńskiej sekcji ?- Mówił bacznie obserwując poczynania piłkarzy.- Zawsze warto spróbować.
- Jeżeli nawet to nie jestem odpowiednio przygotowana.- Chciała znaleźć jakąś twórczą wymówkę, jednak nic sensownego nie przyszło jej do głowy.
- Coś się wymyśli.- Puścił jej oczko.- Pójdę tam z tobą. Tylko przed tym porozmawiam sobie z kapitanem.- Nie protestowała. Stwierdziła, że to bez sensu. Pójdzie tam, bo zależy na tym Guardioli, a ona bardzo go
polubiła.
Usiadła na ławce i przyglądała się grze piłkarzy. Przyglądała ? Nie...Ona się zamyśliła. Myślała o tym, co mogło spowodować przyjazd jej matki.

*

- Do jutra trenerze !- Piłkarze wychodzili już przebrani. Ona stała obok samochodu swojego wujka.
- Lahm, chodź do mnie ! - Krzyknął Pep. - Ana, a ty poczekaj na mnie, dobra ?
- W porządku.- Do Phillipa podszedł jeszcze jakiś kolega. Chwilę porozmawiali, Lahm pogroził mu palcem, a później brunet zmierzał w kierunku dziewczyny.
Jego piękne oczy od razu ją do siebie przyciągnęły. Wysoki, bujna czupryna- CUDO. Już w trakcie treningu zwróciła na niego swoją uwagę.
- Witaj ! - Posłał jej szczery uśmiech.- Jestem Javi.

*


- Nigdy więcej tam nie pójdę !- Krzyknęła.
- Ana, ale trener był tobą zachwycony! Twoja gra bardzo mu się spodobała. STRZELIŁAŚ 7 GOLI !- Próbował ją dogonić. Brunetka szła wściekła chodnikiem.- Grasz wspaniale ! Dryblujesz jak Ronaldinho.  Masz ogromny dar.
- Pep widziałeś jak one mnie traktowały ?! Bo ja to nic nie potrafię..To fart...Bo Lahm to na pewno mnie przyjmą i jeszcze przyszłam z Guardiolą...Bo grunt to dobrze się ustawić...
- Przestań...Dobrze wiesz, jak zagrałaś.- Objął ją ramieniem.
-Ale mnie to denerwuje...Wiem, pewnie teraz myślisz, że zachowuje się jak dziecko...
- Oczywiście, że nie ! - Szybko zaprzeczył.- One zachowały się jak dzieci zazdroszcząc ci talentu. A teraz chodź, zawiozę cie do domu.- Zawrócili.
- Ale na prawdę tak mówisz ? Było dobrze ?!- Przetarła policzki.
- Dziewczyno.- Złapał jej barki.- Gdybym mógł co mecz wystawiałbym cię w pierwszym składzie męskiej drużyny.- Ta nic nie odpowiedziała tylko mocno go przytuliła.

*

Przekraczając próg pomachała Guardioli.
- Jestem...
- I jak ?! - Z kuchni wyłonił się gospodarz domu.
- Uznam, że wcale nie zadałeś mi tego pytania...- Odwiesiła kurtkę.- Ona już jest ?
- Tak, czeka w salonie.- Wepchnął do ust kanapkę.
- Powiesz jej, że poszłam wziąć prysznic ? - Stała już na schodach.
- Okey.- Wybełkotał połykając jedzenie.

Wzięła szybki prysznic, założyła spodnie, luźny sweterek i zrobiła sobie lekki makijaż. Po zaledwie 20 minutach była w pełni gotowa. Szybko zbiegła ze schodów i wpadła do salonu rzucając się na szyję swojej matce.
- Tęskniłaaam !- Mocno ją przytuliła i ucałowała policzek.
- Tak, wiem.- Ana zdziwiła się reakcją matki. Przecież powinna się cieszyć, że ją widzi. Jednak ona była nieobecna, zamyślona, jakby w innym świecie. Odsunęła się od niej i usiadła na przeciwko.- Muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham.- Założyła nogę na nogę i posłała jej szczery uśmiech.
- Bo ty...Ty musisz poznać prawdę...
- No powiedz w końcu...- Wywróciła oczami. Christina nabrała powietrza w płuca i po chwili je wypuściła.
- Luke... Luke nie jest twoim ojcem...- Powiedziała to zupełnie bez żadnych uczuć. Ane zamurowało, otworzyła szeroko usta. Jak to możliwe ?! Po dobrych kilku minutach otrząsnęła się.
- Mówisz mi to tak po prostu ?!- Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- A jak mam ci to powiedzieć ?! Mam paść na kolana i prosić o wybaczenie ?! Trudno stało się...Nie ty jedna masz innego ojca.- Wzruszyła ramionami.
- Nie poznaję cię...- Schowała  twarz w dłonie i pozwoliła łzom płynąć.- Mówisz to w taki sposób..- Wyszlochała.
- Czego ty niby oczekujesz...-Wstała i podeszła do okna.
- Więc kto nim jest ?!- Krzyknęła
- Adam, ojciec Fabia.- To było dla niej nie do zniesienia...Ojciec jej przyjaciela.
- A tata ?! - Chyba nie do końca do niej dotarło, ale w końcu tyle lat go tak nazywała.- On wie ?!
- Zauważyłam, że się domyśla. Ale nie powiem mu o tym, jeżeli spotkasz się z Adamem.- Założyła ręce na klatkę piersiową.
- Po tym wszystkim stawiasz mi jeszcze warunki ?!- Podniosła swój głos.- Tego już za dużo...!- Chwyciła swój telefon i biegiem ruszyła do wyjścia.
- Ana !!- Krzyknął za nią Phillip, jednak nie zdążył jej złapać, bo zatrzymała go Claudia.
- Nie teraz, daj jej trochę czasu...- Powiedziała przytulając męża.
- Jesteś z siebie zadowolona ?! - Zwrócił się do swojej siostry.- Jak możesz być taka nie czuła !

* * *

Szła przed siebie, nawet nie wiedziała gdzie jest.
 Po zapytaniu jednego z przechodniów dotarła do parku.
Usiadła na ławce, podkuliła nogi i po prostu zaczęła płakać. W dodatku nie miała tu nikogo z kim mogłaby teraz porozmawiać. Nie miała przy sobie swojego kochanego Torresa, bez którego każdy dzień jest bez sensu. Była do niego ogromnie przywiązana.
Wyjęła telefon z kieszeni i wystukała jego numer.
Jeden sygnał, drugi, trzeci i poczta...Pewnie miał trening.

  • Fer...Dlaczego nie ma cie tu ze mną...Tak bardzo cię potrzebuję...-Wyszlochała i rozłączyła się
Ledwo oddychała od napływu łez i okropnie bolało ją serce. Widziała coraz gorzej, świat wokół niej wirował.
- Ana...- Ktoś w końcu się nią zainteresował.- An, co ci jest ?!- Słyszała tylko męski głos, nic już nie widziała.
- Pep pomóż mi ! - Krzyknął biorąc dziewczynę na ręce.

* * *

( Anglia )

- Stary, mówię ci, że coś się stało. Nigdy się tak nie zachowywała. Ta wiadomość jest dziwna! - Mówił do Luiza kierując samochodem w stronę lotniska.
- Tak nagle chcesz tam pojechać ?!
- Ona mnie potrzebuje...
- Jadę z tobą !
- Nie, poradzę sobie. - Wyciągnął torbę z bagażnika.- Zaprowadź mój samochód i powiadom Mourinho.
- Będzie wściekły...
- Trudno...


_________________________________________________________________________________


Witam, witam :)
Przybywam z nowym rozdziałem :D
Chyba nie jest najgorszy, nie miałam problemów z napisaniem go.
Następny pojawi się w tygodniu, ponieważ jestem o rozdział do tyłu. Już powinnam pisać o el Clasico.
Dam radę :D JAKOŚ :)
Dziękuję za szczere opinie pod ostatnim postem, JESTEŚCIE KOCHANE <333

Przy okazji spóźnione życzenia dla mojego geniusza piłki nożnej *-* No ideał !

No i dla Alby też <333

Jak najwięcej goli, asyst i Jordi dziś pełne skupienie ! :*

Buziaki :****



poniedziałek, 10 marca 2014

4. Ich bin bei Dir... cz. 1


   Od trzech miesięcy nie mogła normalnie spać.
Co noc męczył ją jeden i ten sam sen. Budziła się zapłakana krzycząc.
Każdej nocy przybiegał do niej Phillip, przytulał, gładził po włosach, robił jej gorącą czekoladę lub włączał film, który oglądał razem z nią.
Co z tego, że na treningach był zupełnie nieprzytomny i Pep miał o to ogromne pretensje.
Ważniejsza była jego siostrzenica, z którą spędzał mnóstwo czasu.
Claudia nie miała nic przeciwko temu, również bardzo zżyła się z Aną.
Lahm cieszył się każdą wspólną chwilą. Wiedział, że Ana nie zostanie na długo. Wiedział jaki jest jej ojciec, ale nie mówił o tym głośno. Starał się o tym nie myśleć i wierzył,  że wszystko będzie dobrze.

* * *

Ta noc była dla niej wyjątkowo spokojna. Wyjątkowo nic się jej nie śniło.
Delikatnie otworzyła oczy i spojrzała na budzik - 07:30. Czyli mogła sobie spokojnie poleżeć. Tego potrzebowała. Z powrotem zamknęła powieki.
- Anaaaaaaaaa ! - Usłyszała głos Lahma i poczuła na sobie ciężar. Znów leniwie podniosła powieki.
- Błagam jeszcze chwile...- Wymamrotała.- I złaź ze mnie debilu !- Nakryła głowę kołdrą, a on usiadł obok niej,
- Coś mi obiecałaś, prawda ??
- Proszeeee nie dziś...- Jęknęła.
- No ej miałaś pójść ze mną na trening. Oni chcą cie poznać. I nie musiałabyś iść ze mną, gdybyś nie zaszywała się w pokoju, gdy przychodzili.
- Phi...- Zasłonił jej usta.
- Tylko ten jeden jedyny raz i dam ci spokój.- Zrobił słodkie oczka.
- Obiecujesz ? - Podniosła się do pozycji siedzącej.
- Obiecuję.- Uśmiechnął się i położył rękę na piersi.
- Kocham cię ! - Ucałował jej policzek i szybko wybiegł z pokoju.
- Głupek ! - Krzyknęła za nim i z powrotem się położyła. Ale coś jej nie pasowało. Odwróciła się i zobaczyła talerz z pysznościami.- Ja ciebie też !!!!




*

Parzyła na swoje odbicie w lustrze.
Nie uważała się nigdy za jakąś piękną osobę. Nigdy się sobie nie podobała.
Nie chcąc dłużej rozmyślać nad swoim wyglądem, zawołała Claudie.
Musiała wyglądać ładnie, w końcu pojedzie na trening.

*
{Londyn}

- Czy pan panie Perry zdaje sobie sprawę z tego, co ja przez ten incydent doświadczam ?!- Niski, otyły mężczyzna z siwymi włosami uderzył dłonią w blat biurka.- Ta dziewczyna wystawiła mojego synka na pośmiewisko ! Honor naszej rodziny został splamiony ! Zaprosiłem rodzinę królewską i co ja im teraz powiem ! - Kolejny raz uderzył dłońmi, ojciec Any podszedł do okna.- Wyszedłem na durnia, bo pańskiej córce zachciało się uciekać...Tak ciężko było upilnować tej smarkuli ?!
- Ślub się odbędzie.- Odparł pewnie.- Znajdę ją, ale najpierw poniesie konsekwencje swojego czynu.
- Życzę panu, żeby to pan odnalazł ją szybciej niż my, bo nie skończy się na konsekwencjach.
- Ja nie daruje tego tej małej s...- Wtrącił Chris.
- Chris ! - Wtrąciła jego matka.- Powstrzymaj takie słowa...Idziemy...

Nie jest pierwszą osobą, która uciekła od niechcianego ślubu. Jednak źle się stało, że miała być synową akurat w tej rodzinie. Dla nich taki wyczyn jest godny kary śmierci.  Chris ma już w swojej głowie plan zemsty...
Otaczający ich ludzie uważają ich za po prostu nie zrównoważonych psychicznie, ale nikt im tego nie powie. Nie chcą robić sobie problemów. Tym bardziej z nimi - zdolnymi do wszystkiego

* *

Usiadła z Claudią w kuchni i popijały sobie herbatę.
Ana wyglądała cudownie. Delikatny makijaż, wyprostowane włosy i to, czego już dawno nie było na twarzy brunetki - szczery uśmiech, to sprawiło, że wyglądała idealnie.
Po chwili do kuchni wszedł zdyszany Phillip.
- Kochanie...- Popatrzył w kierunku swojej siostrzenicy, zupełnie nic nie zauważył.- Widzę, że jesteś zajęta.
Przepraszam, ale nie widziałaś gdzieś Annie ?! Miała ze mną jechać, wszędzie jej szukałem...- Założył ręce na biodra. Obydwie popatrzyły najpierw na siebie, potem na niego i parsknęły głośnym śmiechem.
- Skaaaarbiee...- Zmierzwiła jego włosy opanowując śmiech, Ana wstała od stołu.
- Co za głupek...- Uderzyła się ręką w czoło.
- Ups...- Przygryzł dolną wargę.- No bo biegałem po domu i cię szukałem i tak szybko tu wszedłem...No wiesz nie zwróciłem uwagi...Wiesz wyglądasz tak bardziej...
- Nie kończ, jeżeli chcesz dożyć dzisiejszego wieczora ! - Dźgnęła go w żebro i założyła ręce na piersi. - Czekam przy samochodzie...
- Co ja takiego zrobiłem kochanie ? - Przyciągnął do siebie swoją małżonkę.- Chciałem dać jej jakiś komplement.
- Nic już nie mów.- Delikatnie się zaśmiała.- Jedź już, znowu się spóźnisz. - Ucałował swoją wybrankę,
synka i poszedł do samochodu.

- Gotowa ?- Zapytał radośnie.
- Nie...- Odburknęła.- Nie cierpię poznawać nowych ludzi...
- Jesteś jak ten taki smerf...An ile ty będziesz siedzieć w domu ?! - Wypuścił powietrze z płuc.
- Łatwo ci mówić ! To nie ty żyjesz ze świadomością, że mogą cię szukać psychopaci. Wolałabym zostać w domu.
- Ze mną nic ci nie grozi.- Uśmiechnął się i chwycił jej dłoń.
- Wręcz przeciwnie...- Odwróciła się.- Jesteś piłkarzem..Nie byle jakim... Osobą bardzo popularną. Ciągle cię fotografują, nie przepuszczą żadnej okazji. Tym bardziej, jeżeli zobaczą u twego boku nieznajomą. To może pogorszyć sytuację.
- Oj nie dramatyzuj...- Mruknął i odpalił silnik.

* * *
Po pół godzinie dojechali pod obiekt sportowy. Nie odzywali się do siebie.
Phillip nie chciał rozpętać większej wojny, a Ana była zła za to, że trochę zlekceważył tą sytuacje.
Poczekała na niego przed szatnią, cały czas wpatrywała się w swoją komórkę zastanawiając się czy zadzwonić do Nando. Bardzo chciała z nim porozmawiać...
Phillip mimo swoich starań był spóźniony. Joseph tego nie cierpi. Już wyobrażał sobie jego reakcję, więc przyśpieszył trochę i po chwili oboje wyszli na murawę.
Ona niepewnie stanęła przy linii bocznej wiedząc, że nie może swoją obecnością przerwać treningu. Lahm natomiast skorzystał z tego, że Guardiola był zajęty i doszedł do drużyny wysokiego bruneta.
Joseph dokończył swoją sprawę z poprzednim zawodnikiem i odwrócił się w stronę dziewczyny.
- Lahm widziałem ! Dawaj tu do mnie ! - Krzyknął.
Brunetka nie była jednak zainteresowana rozmową trenera z jej wujkiem.
Jej uwagę przykuły ruchy i piękne, brązowe oczy jednego z piłkarzy.
Z zamysłu wyrwał ją śmiech tamtych rozmówców. Chyba wszystko sobie wyjaśnili.
Po chwili ruszył w jej kierunku.
- Witam, Joseph Guardiola. - Szczerze się uśmiechnął i wyciągnął do niej dłoń.
- Miło mi poznać  tak wybitnego trenera.- Odwzajemniła.- Ana Per...Ana Lahm.- Szybko się poprawiła.
- Więc ty jesteś to słynną siostrzenicą Phillipa, wszyscy tu chcieliśmy cię poznać. Cały czas o tobie mówił.- Zaśmiała się.
- To miłe z jego strony. W końcu możecie poznać powód jego spóźnień.
- Tak, chłopcy już są rozproszeni twoją obecnością.- Wskazał na Alcantarę, który tak się zapatrzył, że przewrócił się przez własne nogi.- Zaraz im damy karne okrążenia.
- Chyba po tych okrążeniach nie będą zadowoleni z tego, że mnie poznali.- Parsknęła.
- Mhm nic im nie będzie.- Założył ręce na klatkę piersiową stając w lekkim rozkroku. - Grasz w piłkę ? - Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć.- Wiesz Phillip coś wspominał.
- Aaa tak, gram.- Uśmiechnęła się przeczesując włosy.- Torres postanowił być moim nauczycielem w tym sporcie.
- Może spróbujesz w żeńskiej sekcji Bayernu ? Chyba kogoś potrzebują.- Posmutniała.
- Bardzo bym chciała...Niestety na razie nie mogę.
- Rozumiem- Posłał jej szczery uśmiech.- Jeżeli chcesz możesz z nimi zagrać. Widzę, że nic dziś nie będzie z tego treningu..- Dodał, a ona poczuła, że jej telefon wibruje.
- Przepraszam na chwilkę.- Spojrzała na niego i odeszła kawałek dalej.


  • Słucham ?
  • Ana to ja.- Usłyszała ciepły, kobiecy ton.
  • Mama ?! - Jej głos się załamał, a do oczu napłynęły słone łzy.- Tęskniłam...
  • Musimy się spotkać, chcę ci o czymś powiedzieć. Nie mogę tego dłużej ukrywać przed tobą.  Właśnie przyleciałam. Spotkamy się w domu Phillipa.


_________________________________________________________________________________


ROZDZIAŁ Z DEDYKACJĄ DLA EMILKI PASIEKI  <333


Nie należy do najlepszych i jest nudny. Mało się w nim dzieje.
Ale trzeba przez niego przebrnąć do następnego, w którym to wszystko się rozkręci :)

Pozdrawiam :*****